Reklama
Powiat miechowski
Sowy ważne dla Miechowszczyzny
Pójdźka (Athene noctua) – mały strażnik pól
To niewielka sowa, którą dawniej można było często spotkać na terenach wiejskich Miechowszczyzny. Choć wzrostem nie imponuje, jest niezwykle pożyteczna. Poluje na uciążliwe szkodniki: owady i gryzonie, wyłapując chrząszcze z pól i myszy z obejścia. To naturalny sprzymierzeniec rolnika, który pomaga chronić plony i zapasy przed stratami. Niestety, dziś pójdźek jest coraz mniej. Brakuje im starych dziuplastych drzew i zakamarków w budynkach do gniazdowania, a luźno biegające koty domowe stanowią dla nich śmiertelne zagrożenie, szczególnie dla młodych osobników. Chroniąc pójdźkę, zyskujemy sojusznika w walce ze szkodnikami i zachowujemy część wiejskiego krajobrazu dla przyszłych pokoleń. Dlatego przywróćmy do naszego krajobrazu wierzby głowiaste.
Uszatka zwyczajna (Asio otus) – nocny łowca gryzoni
Łatwa do rozpoznania po charakterystycznych „uszach” z piór. Średniej wielkości sowa zamieszkująca nasze okolice. Za dnia pozostaje dobrze ukryta w gęstych drzewach, ale nocą wylatuje nad pola i łąki, by polować na drobne gryzonie. Jej dieta składa się prawie wyłącznie z myszy i norników. Dzięki temu uszatka jest bezcennym sprzymierzeńcem, naturalnie kontroluje populacje tych szkodników, chroniąc zbiory i młode drzewka przed zniszczeniem. Wyobraźmy sobie, ile szkód wyrządziłyby rozmnożone gryzonie, gdyby nie ciche polowania uszatek! Niestety, także i tym sowom zagraża degradacja siedlisk. Wycinanie zarośli i starych drzew odbiera im miejsca do odpoczynku i gniazdowania, a chemiczne trutki na gryzonie mogą powodować ich wtórne otrucia. Warto więc dbać o zakątki dzikiej przyrody na naszych działkach i cieszyć się widokiem uszatek przemykających o zmierzchu.
Płomykówka (Tyto alba) – cichy duch stodoły
Wyróżnia ją śnieżnobiałe sercowate oblicze. Od wieków zamieszkiwała strychy kościołów i stare stodoły, zyskując miano „sowy barnowej” od angielskiej nazwy „barn owl”. Jej bezszelestny lot o zmroku to symbol wiejskiej nocy. Ta średniej wielkości sowa poluje głównie na szczury i myszy, działając niczym żywy deratyzator. Rodzina płomykówek potrafi w ciągu roku upolować ponad tysiąc gryzoni, co czyni ją niezastąpionym sprzymierzeńcem każdego gospodarstwa. Zamiast trucizn pomaga utrzymać równowagę w otoczeniu. Niestety, dziś płomykówki są coraz rzadsze. Współczesne remonty budynków zamykają dla nich dawne kryjówki, a intensywne rolnictwo ogranicza bazę pokarmową. Mimo to wciąż możemy im pomóc: zostawiając wejście na strych, wieszając skrzynkę lęgową czy po prostu chroniąc je przed niepotrzebną paniką (wbrew dawnym przesądom nie są zwiastunem nieszczęścia, lecz cennym sąsiadem). Widok płomykówki szybującej nad polem o zmroku to prawdziwy skarb przyrody, zadbajmy, by nie zniknął z naszych okolic!
Jeśli zauważysz sowę lub usłyszysz jej głos w okolicy, spróbuj zrobić zdjęcie albo nagrać dźwięk i prześlij go na adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Wszystkie żyjące w Polsce gatunki sów podlegają ochronie gatunkowej. Ich zabijanie, płoszenie oraz niszczenie miejsc rozrodu i przebywania są karalne.
Mateusz Albrycht
Nadleśnictwo Miechów
Uroczysta sesja Rady Gminy Charsznica Wyróżniony
9 kwietnia radni Gminy Charsznica zebrali się na uroczystej sesji, podczas której ogłoszono wyniki wielkiego quizu historycznego z okazji Milenium Koronacji Dwóch Pierwszych Królów Polski i uhonorowano zasługi długoletniego wójta gminy Jana Żebraka, nadając mu tytuł „Zasłużonego dla Gminy Charsznica”.
Obrady rozpoczęło wysłuchanie Poloneza A-dur Fryderyka Chopina i odśpiewanie Hymnu Narodowego, po czym przewodniczący RG Zdzisław Uchto powitał przybyłych na XI, uroczystą sesję IX kadencji. Obok radnych, szefów gminnych jednostek organizacyjnych, dyrektorów szkół, delegacji OSP, KGW i proboszczów miejscowych parafii, uczestniczyło w niej spore grono znamienitych gości, z pełnomocnikiem wojewody małopolskiego Ryszardem Jędruchem, radnym Sejmiku Województwa Małopolskiego Mirosławem Dróżdżem, starostą miechowskim Krzysztofem Świerczkiem, przewodniczącym Rady Powiatu Janem Biesagą oraz wójtami niemal wszystkich okolicznych gmin na czele.
Po ciekawym eseju na temat historii polskiej państwowości, przygotowanym i wygłoszonym przez przewodniczącego Zdzisława Uchto, nagrodzono laureatów wielkiego quizu historycznego „Polska w dobie panowania dynastii Piastów i Jagiellonów”, skierowanego do uczniów gminnych szkół. Dwa pierwsze miejsce zdobyli Lena Garus i Szymon Uchto, miejsce drugie Maja Cygnarowska, miejsca trzecie przypadły: Dawidowi Grządzielowi, Aleksandrowi Gawronowi i Kacprowi Wrześniowi. Dyplomy za udział w rywalizacji odebrali: Szymon Urbaniak, Dominik Smith, Szymon Bijak oraz Bartosz Kruszec.
Drugim ważnym punktem obrad było wręczenie, pierwszego w historii charsznickiego samorządu dyplomu „Zasłużony dla Gminy Charsznica” Janowi Żebrakowi. Tytuł ten przyznała Rada Gminy podejmując 31 stycznia br. specjalną uchwałę, w której podkreślono wkład długoletniego wójta w poprawę jakości życia społeczności lokalnej oraz w rozwój i modernizację gminy. „Dzięki jego staraniom i konsekwentnie realizowanej wizji rozwoju przeprowadzono szereg kluczowych
inwestycji, które zmieniły oblicze Gminy Charsznica” – czytamy w tym dokumencie.
Wyróżniony odebrał gratulacje od licznych gości i delegacji; w swym wystąpieniu podkreślił rolę wielu osób, które wspierały go podczas ponad 34 lat sprawowania tej trudnej, ale i zaszczytnej funkcji.
Misja dla zuchwałych, czyli Tajemnicza Noc Sów w Leśnictwie Chrusty Wyróżniony
Ciemną nocą, grupa śmiałków przemierzała trakt pośród lasu w Chrustach, mając nad sobą niebo usiane gwiazdami. Dookoła wszystko żyło swoim życiem. Niejedno ucho wyłowiło tajemnicze szelesty w zaroślach, dziwne dźwięki dobiegały z brzozowego zagajnika, a nieodgadnione kształty rysowały się pośród uśpionych konarów drzew. To była misja z prawdziwym dreszczykiem. Zwyczajowi, o tej porze, zaklinacze snów, zamienili się w tropicieli sów.
21 marca, w pierwszy dzień wiosny oraz Międzynarodowy Dzień Lasów, przypadła też kolejna edycja Nocy Sów, zorganizowanej przez Nadleśnictwo Miechów. Odbyła się ona w ramach ogólnopolskiej akcji: „Co huczy w lesie”, realizowanej cyklicznie od roku 2020 przez Lasy Państwowe. Leśnicy w ten sposób chcą promować różne formy edukacji ekologicznej, dzieląc się wiedzą o mieszkańcach lasu i ich zwyczajach.
Naburmuszona pójdźka
Na przełomie lutego i marca trwa okres godowy dla tych niezwykłych ptaków nocy, a cały las rozbrzmiewa sowimi serenadami. Samce głośno pohukując, nawołują samice na swoje terytorium. W piątkowy wieczór przed siedzibą miechowskiego nadleśnictwa zgromadziło się ponad 40 osób, zdecydowanych stanąć oko w oko z tymi tajemniczymi bohaterkami nocy, zgodnie ze słowami: noc dla zuchwałych – sowa dla wytrwałych.
Dzieci, ale i dorośli, byli mocno zaintrygowani całym wydarzeniem i otaczającą go aurą tajemniczości. Nieustraszonych uczestników, którzy zdecydowali się przekroczyć nawet próg królestwa ciemności, by tylko odkryć tajniki natury, powitali leśnicy: Mateusz Albrycht, starszy specjalista służby leśnej oraz leśniczy Józef Mękal z Leśnictwa Opacz.
W Izbie Leśnej, rozpoczęła się prelekcja o sowach, ich zwyczajach i o tym, jak były postrzegane przez wieki. Od zawsze noc kojarzyła się ludziom z tajemnicą, strachem i grozą. Dlatego sowy, żyjące w ciemnościach, wydające straszne dźwięki i latające bezszelestnie, przerażały. Były traktowane jako posłańcy z zaświatów.
- Sowa płomykówka może swą nazwę zawdzięczać temu, iż kiedy mówiono, że to ona jako pierwsza uciekała z płonącego domu. Ten gatunek lubi też pomieszkiwać na dzwonnicach, cmentarzach i jej odgłosy są naprawdę przerażające. Gdybym ją usłyszał pośród grobów za plecami, pewnie też by mi się włos na karku zjeżył – mówił pan Józef, dodając: - Wielkie oczy sowy budziły grozę, a głos kojarzony był z demonicznym śmiechem, nawoływaniem diabła, szukającego dusz ludzkich. Pohukiwanie puchacza obok domostwa zapowiadało rychłą śmierć jakiegoś domownika. Kiedyś mówiono, że puchacz powstał z człowieka, który w postny dzień jadł mięso.
Nazwa demona z wierzeń słowiańskich „Bobo” pochodzi od łacińskiego słowa „Bubo”, oznaczającego puchacza. W Wielkopolsce „bobo” nazywany był „bobokiem”, a na Górnym Śląsku „bebokiem”. Krył on się w ciemności. Bebokiem zawsze straszono dzieci, mówiąc: „Bo przyjdzie bebok i cię porwie”. I on je zawsze dyscyplinował.
- Teraz też by się taki przydał... – dało się gdzieś słyszeć tęskne westchnienie z sali.
Słowiańskie określenie wampira – „strzyga”, pochodzi od łacińskiego słowa „strigiformes”, oznaczającego zarówno sowy, ale i poczwarę, czarownicę. Gdy w pohukiwaniu pójdźki usłyszano słowo „pójdź”, „Pójdź, pójdź w dołek pod kościołek”, oznaczało to śmierć, kiedy zaś słyszano „powij” oznaczało narodziny dziecka. Osiedlenie w samej stodole to śmierć gospodarza domu lub pomór bydła.
- Pójdźka, której nadano nazwę od jej nawoływania, ma taką obrażoną twarz, jest naburmuszona – mówi leśnik, prezentując zdjęcie brązowoszarej sówki, która istotnie wygląda na mocno rozczarowaną życiem. Płomykówka zamieszkiwała poddasza kościołów i mówiono, że połykała świece z tlącymi się płomykami, stąd jej nazwa.
- Tu z kolei na fotografii widać coś na kształt... białej zjawy, która swym przenikliwym spojrzeniem istotnie zdaje się upatrywać duszy do zabrania w zaświaty. Sowa ma białą sercowatą twarz i duże, ciemne, świdrujące oczy.
- Puchacz pohukuje wieczorem na pogodne dni, zaś w nocy na deszcz. Gdy odzywał się zimą był to zwiastun nadejścia wielkich mrozów. Puhukiwanie w trakcie deszczu wróżyły poprawę pogody.
Niestety, przed laty sowy nie miały łatwego życia. Na reumatyzm polecano... gotowaną sowę, a na wyleczenie pociągu do alkoholu zalecano zjadanie przez 20 dni... sowich jaj. Podobno nawet zagorzałych amatorów trunków to skutecznie leczyło – mówi pan Józef, a z sali ktoś ze śmiechem dodaje: - Ale to tylko na wiosnę taka terapia.
Hedwiga, Soren i odrzutowce
Jak zapowiada Mateusz Albrycht, po części poznawczej – artystyczna. Dzieci i dorośli, na czarnych koszulkach, które właśnie otrzymali, będą mogli, używając specjalnych szablonów, wymalować sobie swoją indywidualną sówkę. Wyposażeni zostali w magiczne farby, które jak tylko zrobi się ciemno, zaświecą niczym... sowie oczy!
Gdy tylko będziemy nieco dociekliwi, to się okaże, iż te warsztaty mają pewne niezwykłe odniesienie do rzeczywistości. Bowiem, według przekazów, pewnego razu, przyjaciel Pablo Picassa, słynnego hiszpańskiego malarza, znalazł małą, ranną sowę i zabrał ją do pracowni mistrza, który był znany ze swej miłości do zwierząt. Ten się nią zajął, odzyskała siły i tak się do niego przyzwyczaiła, że już go nie chciała opuścić. I tym sposobem stała się też... modelką malarza.
Tak więc przy nastrojowych odgłosach pohukujących sów, wszyscy zabierają się do pracy i „modelują” swoją własną sowę. Postanawiam sprawdzić, z czym teraz kojarzy się bohaterka tej nocy. Czy nadal ma taki czarny PR? I jakie były powody tego, że uczestnicy tych zajęć zdecydowali się opuścić ciepłe domy i udać nocą do lasu?
Pani siedząca obok wymalowała na swoim podkoszulku wizerunek sowy i podpisała „Ja, sowa”. I bynajmniej nie oznacza to, że jest „nocnym markiem”, ale jak demonstruje na ekranie telefonu fanką... zespołu „Hej” i ich piosenki pt. „Ja sowa”: „W dzień gdy najsilniejsza światła moc. Ma miłość się ukrywa, bo jest sową”. Ktoś kolejny kojarzy sobie „Kapitana Sowę na tropie”, czyli pierwszy polski serial kryminalny Stanisława Barei. Komuś przypomina się powiedzenie: „Twarz zaspana jak u sowy w południe” – wypisz wymaluj, alter ego studentów w sesji egzaminacyjnej. Inny zna przysłowie: „Sowa na dachu kwili, umrzeć komuś po chwili”, ale i „Sowa – mądra głowa”.
Oczywiście jest jeszcze Atena, grecka bogini mądrości i patronka Aten, której nieodłączną towarzyszką była sowa – pójdźka. Akropol, skaliste wzgórze, na którym stoi świątynia Ateny jest miejscem gniazdowania właśnie tego gatunku. Starożytni Ateńczycy uważali pójdźkę za symbol swojego miasta i wybijali jej wizerunek na monetach, dlatego Grecy potocznie nazywali ateńskie pieniądze – sowami.
Najsłynniejsza obecnie sowa to Hedwiga – przyjaciółka Harrego Pottera, którą dostał od leśniczego Hagrida na swoje urodziny. Urocza śnieżna sówka, powierniczka sekretów młodego czarodzieja. To ona dostarcza mu listy z magicznego świata. Przygody, innej sówki – Soren – odważnej płomykówki, możemy obejrzeć z kolei w animacji wyreżyserowanej przez Zacka Snydera – „Legendy sowiego królestwa: Strażnicy Ga’Hoole”. I oczywiście jest jeszcze znany wszystkim Stumilowy Las, a w nim Kubuś Puchatek wraz z Sową Przemądrzałą, która wiedzie prym pośród wszystkich tamtejszych mieszkańców.
Sowa jest także symbolem samolotu obserwacyjnego! A to z powodu swojego doskonałego słuchu, fantastycznego wzroku w ciemnościach i cichego lotu, co odpowiada cechom wymaganym w tego typu samolotach. Te ptaki są inspiracją dla architektów, Japończycy właśnie pracują nad odrzutowcami cichymi jak sowy.
A gdyby ktoś chciał sięgnąć gwiazd, to i tam spotka naszą bohaterkę. W gwiazdozbiorze Wielkiej Niedźwiedzicy znajduje się bowiem Mgławica Sowa, nazwana tak ze względu na swe podobieństwo do tego ptaka nocy. Jak widać, odczarowanie wizerunku sowy jest zbędne, bo obecnie większość osób ma tylko pozytywne skojarzenia z nią związane.
Sowy – terapia antydepresyjna kibiców
Pod ścianą siedzi jeden z młodszych uczestników malarskich warsztatów. - Teraz Piotruś ma trzy latka. Ale już byliśmy w Niepołomicach na poszukiwaniach sowy, wtedy miał rok. Nie wiem, czy był już tego świadomy – śmieje się pani Justyna, mama małego blondynka, który odrysowuje sówkę na koszulce.
- To może będzie leśnikiem?
- Możliwe, jak dziadek. Chodzi nam o to, żeby się nie bał. Ja lubię las i szukamy leśnych tematów. Na nocną wyprawę do lasu też idziemy. Mam latarkę, wózek, najwyżej go wezmę na ręce.
Widziałyśmy plakat i pociągnął nas ten tajemniczy nastrój i groza. I to dobra okazja, żeby uciec z miasta, my jesteśmy amatorkami natury. Poza tym można się czegoś ciekawego dowiedzieć, bo widać, że panowie mają i wiedzę, i pasję. No i fajnie, że się próbuje zintegrować lokalną społeczność – mówią pani Magda i pani Ada. - Super wydarzenie! I oczywiście samo doświadczenie bycia nocą w lesie jest ciekawe, niezależnie od tego, czy usłyszymy tam sowy.
Mama Gabrysi i Szymona, pani Edyta, uważa, że dzięki takim akcjom dzieci się integrują i lepiej zapamiętują te „lekcje” niż tylko czytane z książki. A pani Ewelina, rysując tajemniczego ptaka zmierzchu przyznaje, że poważnie myśli o... tatuażu z sową.
Pan Paweł, malując wspólnie z dziećmi, wyjaśnia: - Przyszliśmy, bo nie będziemy oglądać, przepraszam, patałachów. I po chwili dodaje, tłumacząc: - No, nasza piłkarska reprezentacja dziś gra z Litwą.
- I mając taką alternatywę, wybraliście sowy?
- Tak, stwierdziliśmy, że to jest bardziej wartościowe niż patrzenie na naszych i tylko się denerwowanie.
- Ja wolę sowy oglądać – kiwa ponuro głową jeden z chłopców, właśnie rysując jej oczy.
Wbrew pozorom sowy mają sporo wspólnego z piłką nożną. W czerwcu 2007 roku, podczas spotkania eliminacji do Euro 2008 mówiono, że sowa... zaczarowała bramkę Finlandii w meczu z Belgią. Na stadionie olimpijskim w Helsinkach – przed zakończeniem pierwszej połowy, na poprzeczce fińskiej bramki usiadł niespodziewanie okazały puchacz. Pomimo prób przepłoszenia nie chciał odlecieć. Sędzia przerwał mecz na sześć minut. Piłkarze Finlandii wygrali spotkanie i od razu wybrali puchacza na maskotkę drużyny, nazywając go „Bubi”. Dziennikarze uważali, że to on zaczarował ich bramkę i doprowadził do zwycięstwa 2:0. Oceniono, że sowa zrobiła znacznie więcej dla fińskiego futbolu niż sami piłkarze. Cóż, może kiedyś taki „Bubi” zawita i na polski stadion... A najlepiej, gdyby tam już na stałe zamieszkał.
Zjedzona i wypluta
Gdy część adeptów sowiego malarstwa jeszcze szlifuje swoje dzieła, pan Mateusz zaprasza najmłodszych do siebie. Eksponując okazałego puszczyka uralskiego zdjętego z gałęzi przyrodniczej ekspozycji w Izbie Leśnej, pyta: - Gdzie sowy mają uszy?
- Otóż, ich uszy są schowane z boku głowy pod piórami, dwa otwory, ułożone asymetrycznie, jeden wyżej, drugi niżej. To umożliwia fenomenalny słuch przestrzenny. Aby dodatkowo wzmacniać ten głos, mają jeszcze specjalną maskę w kształcie serca/jabłka, która ma zupełnie inne ułożenie piór – to „szlara”. Taki jakby talerz, coś jak ich prywatna „antena satelitarna” która kieruje i wzmacnia dźwięki, docierające do uszu sów, gdy polują w nocy.
Niektóre sowy mają „uszy”, czyli piórka, które imitują uszy. To takie „uszy emocji”. Jeżeli sowa jest spokojna, to piórka na głowie są położone, a jeśli zdenerwowana lub zaniepokojona, te piórka zaczynają się podnosić do góry. Te „uszy” mają uszatki, puchacz i uszatka błotna.
A tu mamy sowę dzienną, najmniejszą sowę w Europie – sóweczkę – wskazuje na małego ptaka, widocznego na ekspozycji. - Jak popatrzycie na jej oczy, mają żółtą tęczówkę. I tak można próbować rozpoznać: sowy, które mają jaśniejsze oczy, są sowami dziennymi. Te, mające pomarańczowe, zaczynają swą aktywność o zmierzchu, a te z ciemną, zaczynają ją najpóźniej, w nocy.
Jak sowa poluje? Albo siada na gałęzi i nasłuchuje – i demonstruje to – albo aktywnym lotem, poluje, przemieszczając się i nasłuchując, w którym miejscu słychać szelest. Wtedy uderza, chwytając ofiarę ostrymi, hakowatymi pazurami.
- I wasze zadanie – mówi leśnik, zwracając się do najmłodszych. - Robimy konkurs, dzieci, wyposażone w czarne uszka, zamieniają się w myszy, a rodzice w sowy. Wśród rodziców zaczynają krążyć słuchawki, które wam pokażą, jak dobrze słyszy sowa, bo one będą wzmacniały dźwięki. A zadaniem myszy jest jak najciszej przejść przez liście, aby sowy nie usłyszały. Jak sowy usłyszą, podniosą rękę, że namierzyły ofiarę.
Światło zostaje zgaszone i rozpoczyna się polowanie. Pierwsza myszka jest doskonale słyszana, kolejną też zdradza szelest, a trzecia narobiła tyle hałasu, że natychmiast dało się słyszeć komentarze: - O, już zjedzona!
- A nawet i wypluta – dodaje ktoś z boku.
- Teraz widzicie, jak ciężko jest myszom przejść tak, żeby nie były usłyszane w takich liściach – komentuje pan Mateusz. - Właśnie, bo jak sowa zje ofiarę, to co robi? Wypluwkę, czyli mysz się trawi w żołądku, a to co się nie strawi: sierść pazury, kości są wypluwane.
Bezszelestny łowca
Jak sowa widzi? Oczy sów są zlokalizowane z przodu głowy, bardzo duże. Sowa słabo widzi przedmioty znajdujące się blisko ale jest doskonałym dalekowidzem.
Jak sowa lata? Na końcach swoich piór ma grzebyki, które powodują, że powietrze nie wprawia się w zawirowania, czyli przez to nie ma dźwięku świstu, jak leci. A na piórach znajduje się meszek, które też wytłumia świst powietrza nad skrzydłami, porusza się dzięki skrzydłom i ogonowi, który składa się z piór zwanych sterówkami... Dlatego jest bezszelestna.
Gdzie mieszkają sowy? - Mamy kilka rodzajów sów. Są te krajobrazu otwartego, rolniczego i sowy związane z lasami. Dziś podczas nocnego spaceru w lesie skupimy się na puszczyku i puszczyku uralskim. Jego cechą charakterystyczną jest żółty dziób, szlara w kształcie serduszka/jabłka, i kolor szaro-czarny nakrapiany. Na Miechowszczyźnie występują też odmiany ciemne. W krajobrazie otwartym, u nas w rejonie, występują trzy gatunki lęgowe: uszatka, pójdźka i płomykówka. Pierwsza lęgnie się w gniazdach ptaków lub w specjalnych koszach, które się dla nich montuje. Natomiast dwie kolejne wybierają przestrzeń do lęgów związaną z miejscem zamieszkania człowieka i jego działalnością, gniazdując w budynkach. Mimo iż pójdźka raczej zawsze preferowała dziuple, zwłaszcza w głowiastych wierzbach, których niestety brakuje tu w krajobrazie. Nasze leśne gatunki korzystają z dziupli.
Dlatego tak ważnym elementem w drzewostanach są dziuple, naturalne, stworzono przez inne ptaki lub działania natury, które właśnie zajmują sowy, czyli je „dzierżawią”, wynajmują. A puszczyk uralski lubi gniazdować w „złomach”, drzewach złamanych w połowie, gdzie otwór jest od góry.
Gdy ktoś chce posłuchać sów, to najlepiej pojechać do kompleksów leśnych Tunel albo do lasu w Chrustach i w bezwietrzną noc, spokojnie przejść po lesie i gwarantuję, że usłyszycie sowy – zapewnia leśnik. I będą to zapewne puszczyki.
Po tej pouczającej pogawędce, gaśnie światło i wszyscy głośno skandując po sowiemu „huuuu”, wykonują sobie pamiątkową fotografię ze swoimi koszulkami, własnoręcznie przyozdobionymi i świecącymi w ciemnościach.
Skrzydlaci komandosi
Komandosi, aby wykonywać swoje zadania, dysponują specjalistycznym sprzętem, który umożliwia im przemieszczanie się w ciemnościach, ukrycie się lub namierzanie celów. Tym samym dysponują... sowy. Natura wyposażyła je w doskonałe umiejętności i super zmysły.
Tonacja i barwa upierzenia sów, odcienie brązu i szarości, ma zadanie maskujące – pozwala im się ukryć przed drapieżnikami. Co więcej, są gatunki takie jak: sóweczka lub pójdźka, które z tyłu głowy mają wzór przypominający... oczy. Służy to zmyleniu przeciwnika, który nie jest pewny, czy istotnie jest to „przód” czy „tył” sowy. Nie potrafią one poruszać oczami, ale za to potrafią obracać głową aż o 270°, czyli mogą ją obrócić do tyłu i spoglądać za siebie. Widzą doskonale w ciemnościach w obrazie czarno-białym, słyszą fenomenalnie tak iż potrafią usłyszeć gryzonie poruszające się w korytarzach pod śniegiem.
I właśnie, aby się przekonać, jak wyostrzonymi zmysłami dysponuje sowa, przechodzimy na plac przed nadleśnictwem.
- Tu też będziemy mieć dwie grupy: myszy i sowy. Myszy się pochowają po ciemku, a my użyjemy sprzętu i zobaczmy, jak szybko wszystkich znajdziemy. Mamy noktowizję i termowizję – wyjaśnia pan Mateusz. - Są one wykorzystywany przez wojsko, służby wywiadowcze, a także przez myśliwych do obserwacji otoczenia w nocy lub przy znikomym oświetleniu. My więc zamienimy się w sowy i poprawimy swoje widzenie właśnie dzięki tym urządzeniom.
I znów, gdy myszy rozpierzchły się po placu, błyskawicznie zostały dostrzeżone i „wyłapane” przez „sowy” wspomagane nowoczesną technologią. Potem „myszy” same mogły zobaczyć, jak zostały namierzone, co wzbudziło zachwyt co poniektórych:
- Mama! To widać na wyciągnięcie ręki! Ja chcę to na prezent! – dało się słyszeć.
- No, pewnie. Akurat mamy komunię – słychać w odpowiedzi – ale to prezent bardziej dla tatusia jest...
Po tych wszystkich „wyczynach” przechodzimy do tego, co najbardziej przyciągnęło dziś „sowiarzy”, czyli... nocnej wyprawy do lasu!
Gwiazda wieczoru
Dojeżdżamy do kompleksu leśnego Chrusty, na zieloną klasę. Dzieci zostały wyposażone w specjalne, świecące bransoletki, a wszyscy poinstruowani co do zasad spaceru:
- Musimy być cicho. Dzięki termowizji możemy zobaczyć zwierzęta, które tu żyją – mówi M.Albrycht. - Mamy tu muflony, dziki, sarny, jelenie i łosie. Te nasze aktywne słuchawki sprawią, że będziecie lepiej słyszeli las, wtedy szelest myszy będzie głośny.
Rozdzielamy się na dwie grupy i każda z nich obiera swój kierunek. Grupa pana Józefa rusza energicznym krokiem choć już na początku słychać: - Ja się tu boję! – odzywa się jeden z młodszych uczestników eskapady. I trzeba przyznać, że mroczny las ze swoimi odgłosami, naprawdę robi wrażenie i pobudza wyobraźnię.
Idziemy już około dwa kilometry nocą, przez Chrusty pogrążone w pozornym śnie, co jakiś czas zatrzymując się i nasłuchując dźwięków sów, ale niestety bez efektu. W użyciu jest noktowizor, który umożliwia oglądanie zwierząt, przemykających w ciemnościach oraz specjalne słuchawki, wychwytujące najdrobniejsze szepty natury. I gdy już wszyscy tracą nadzieję, że las odkryje przed nami swoje sekrety. Niepostrzeżenie, z rozgwieżdżonego nieba na ogromny dąb, stojący na polanie, bezszelestnie spływa skrzydlaty kształt.
- Jest! Puszczyk uralski nas znalazł! – szepcze pan Józef.
Wśród uczestników marszu zapanowało poruszenie i pełne napięcia oczekiwanie – czy przemówi, czy tylko w ciszy pokontempluje z nami uroki tej magicznej nocy?
- Huhuu – uhuuu uhuuu – odzywa się nasz leśny kompan. - Uhuuuuu – huuuuu. I kończąc swój sowi wątek: - Huuuuu uhhhhuu.
- Wow! – ktoś nie może powstrzymać cichego okrzyku zachwytu. Istotnie, niezwykłe! Słuchać tego leśnego monologu w mrokach nocy, z dala od cywilizacji, pośród lasu z niebem usianym gwiazdami ponad głowami. Wyjątkowy spektakl natury.
W pewnym momencie przybysz zamilkł, jakby zbierając myśli. Wokół zapadła niczym niezmącona cisza, czasami tylko przerywana emocjonalnymi westchnieniami spacerowiczów.
- Uhuuuu huuu – dobiega prosto z rozgwieżdżonego nieboskłonu – uhhuuuuuhhuu... uhuu.
Trzeba przyznać, że ten puszczyk nas zafascynował swą otwartością. Zdawał się być wybitnie nastawiony na kontakt.
Już nieco później, pytam pana Józefa o wyjaśnienie tej „komunikatywności”, wiedząc, że sowy strzegą swojego terytorium i swym pohukiwaniem, chcą przepłoszyć każdego intruza, który na nie wkroczy. Tymczasem ten okaz wydawał nam się w tonie nad wyraz uprzejmy, a nawet nadzwyczaj gościnny.
- A co ten puszczyk mówił, w przełożeniu na „nasze”?
- Dokładnie nie powiem. Ale te pohukiwania były niezbyt agresywne.
- Właśnie, to wyglądało, że chce prowadzić z nami taką miłą pogawędkę.
- Możliwe. I to było tylko takie jego ostrzeżenie. Bo nawet nie starał się nas przepłoszyć.
Cóż, noc była tak piękna, że może istotnie sprzyjała refleksyjnej wymianie myśli…
Jeszcze przez dłuższą chwilę naszego przybysza obserwujemy przez noktowizor. Przysiadł na wierzchołku dębu i bacznie, przenikając mrok nocy, wpatruje się w nas fosforyzującymi oczami. Niektórzy twierdzą, że przyprawia ich to o dreszcze... Trwamy jeszcze tam kilka długich chwil i z niekłamanym żalem w końcu odchodzimy.
Uśmiech wiosny
Wszyscy są szczęśliwi z powodu tak spektakularnego finału naszych poszukiwań. Prawdziwa noc mocy z sowami! Zadowoleni i w pełni usatysfakcjonowani uczestnicy eskapady, wracają szybkim marszem w kierunku polany, na której grupa się rozdzieliła. Okazuje się, że nasi towarzysze też mieli mnóstwo szczęścia.
- U nas w nadleśnictwie to czwarta edycja akcji „Co huczy w lesie”, ale ta dzisiejsza jest wyjątkowa. Zaobserwowaliśmy dwa gatunki, które występują w tym kompleksie leśnym – mówi pan Mateusz. - Moja grupa miała parę puszczyków zwyczajnych, gdzie najpierw odzywała się samica, a potem gdzieś do akompaniamentu dołączył samiec, słyszeliśmy je i widzieliśmy. Sowy są terytorialne i oznajmiają, że tu są i nie życzą sobie intruza w swoim rewirze, ich podniesiony głos oznacza ekscytację. Druga grupa widziała i słyszała puszczyka uralskiego. Fantastycznie! Przyleciał, była pełna możliwość obserwacji. W tym kompleksie są dwie jego pary. Moja grupa była naprawdę cicho, a jak się już odezwała samica puszczyka, to wszyscy wykazali się wyjątkową koncentracją.
- Takie wycieczki uczą dzieci cierpliwości.
- Tak, wyciszenia. Tego, że trzeba coś dać od siebie, aby był efekt.
- Funkcjonują jeszcze przesądy dotyczące sów?
- Teraz na szczęście ja już się z tym nie spotykam. Bo przecież musimy pamiętać, że sowy często są naszymi bliskimi towarzyszami, bardzo pożytecznymi, bo łapią dużo szkodników, gryzoni. Myślę, że ornitolodzy i fundacje, które zajmują się ptakami, uświadamiają ludziom, jak cennych mamy wokół skrzydlatych przyjaciół.
- A które z całokształtu doświadczeń związanych z sowami najbardziej zapadło w pamięć?
- Każda noc, gdy ich się wypatruje, przynosi wiele emocji. W pamięci mam jednak zawsze chwilę podczas inwentaryzacji sów w Pienińskim Parku Narodowym, gdy jednocześnie usłyszałem puszczyka uralskiego, włochatkę i puszczyka zwyczajnego. Niezapomniane! Zdarzyło mi się też o zmierzchu nad Zalewem Czorsztyńskim najpierw słyszeć odzywającego się, a potem widzieć wylatującego znad lasu nad jezioro puchacza, to największa sowa w Europie, bardzo majestatyczny ptak. Z pewnością zapamiętam to do końca życia. Jednak i samo trzymanie sowy w ręku podczas obrączkowania wzbudza wiele niezwykłych emocji.
Gdy rozmawiamy, obok, pojawia się mały chłopiec, który wyraźnie chce nam coś powiedzieć. W końcu, nie czekając, woła, wskazując na las: - Bo ja tam zauważyłem takie bardzo ładne fioletowe kwiaty!
- Naprawdę? – pyta leśnik. - Zaraz pójdziemy je obejrzeć. I dodaje w nawiązaniu: - Właśnie, celem tych naszych nocnych akcji jest edukacja, tu pokazanie ptaków, których ludzie nie są w stanie na co dzień zobaczyć. Uwrażliwienie na przyrodę, udowodnienie tego, że wokół nas też mamy niezwykłych sąsiadów, jak uszatki, płomykówki, pójdźki czy puszczyki zwyczajne, które bytują nawet w parkach. I oczywiście samo przebywanie w naturze, zrozumienie jej i integracja przy ognisku, którego niektóre dzieci pierwszy raz doświadczają w swym życiu. Ja dziś widzę naprawdę dużą radość wśród ludzi. I to nas cieszy.
Chłopiec pojawia się ponownie i pokazując nam ekran telefonu i zrobione zdjęcie, woła: - A ja już wiem! Tam były przylaszczki!
Istotnie, pośród zeschniętych liści widać gromadkę przytulonych do siebie barwnych kwiatów, leśny uśmiech wczesnej wiosny.
Ach, co to była za noc!
A wokół ogniska zgromadzili się już wszyscy. Piekąc kiełbaski, wiodą pogawędki na różne tematy.
- Przed laty, pamiętam taką niewiarygodną sytuację, że do jednego z urzędów gminy mieszkańcy zgłosili, że na drutach sieci energetycznej siedzi mała sowa, płoszy inwentarz żywy i straszy ludzi. I oni się boją, czy jakiegoś nieszczęścia im nie sprowadzi – opowiada leśniczy Józef Mękal.
- Obawiali się, że zostaną wezwani w zaświaty? Najwyraźniej tak. Na szczęście sowa chyba odleciała, bo już nie mieliśmy potem żadnych interwencji.
Leśniczy Mateusz Łysek, gospodarz tego miejsca, z Leśnictwa Chrusty opowiada o innych zwierzętach goszczących na tym terenie, z których tymi najbardziej spektakularnymi są niewątpliwie łosie. Pokazuje zdjęcie młodego lasu, który poważnie ucierpiał na skutek ich potężnego apetytu. Wszyscy przypominają, że nie zabieramy z lasu młodych zwierząt, które nie są ranne, a które wydają nam się samotne. Zawsze gdzieś nieopodal czuwają bowiem rodzice. Często można spotkać młode sowy, podloty, które wychodzą z dziupli, nie interweniujemy, zostawiamy je na miejscu.
Humor dopisuje wszystkim.
- Ale fajnie! – nie kryje entuzjazmu pani Ewelina. - Gdzie takie wrażenia, żeby człowiek nocą zabrał dzieci do lasu? Ja sama bym ze strachu umarła. To naprawdę mocne! Te drzewa gołe, w czerni, tak pod horror. Bały się te dzieci niektóre, było widać. Wszyscy się trochę baliśmy. A to niebo dziś – patrzy z zachwytem do góry na firmament błyszczący od iskrzących gwiazd. - Piękne! I nawet spadającą gwiazdę widzieliśmy. Oczywiście, że pomyśleliśmy życzenie. W Miechowie nie ma takich widoków. Na mnie największe wrażenie zrobiło właśnie niebo! I to połączenie – ta noc – sowy i ten klimat! Odkryliśmy nowe miejsce na przejażdżki. Tylko może już za dnia. Muszę tu wrócić!
I tak oto, gdy udręczeni kibice sportowi z trudnością dochodzili do siebie, mając za sobą traumatyczne przeżycia po meczu Polski i Litwy, kibice natury, na leśnej polanie w Chrustach, odpoczywali w blasku ognia, przy ognisku, jedząc pieczone kiełbaski, wiodąc rozmowy o sowach, bobrach i łosiach, ciesząc się z baśniowej atmosfery chwili i czasu pełnego tak niezapomnianych wrażeń.
Noc Sów już za nami. Jedyna i niepowtarzalna.
Ale przed nami jeszcze niejedno spotkanie polskiej reprezentacji piłkarskiej...
A magia lasu wciąż przez wielu nieodkryta...
Jolanta Baran
Daniel Pękalski.
Przeczytaj także: Sowy ważne dla Miechowszczyzny
PS.
Taka więc nasza rada znakomita:
Gdy o remedium na depresję kibica ktoś zapyta,
Nie denerwuj się meczami, ale do lasu wybierz z nami.
Zamiast oglądać piłkarzy i leczyć ból głowy, lepiej pooglądaj sowy!
Portret Marianny Żechowskiej autorstwa jej męża, trafił do zbiorów Galerii BWA „U Jaksy” Wyróżniony
Odbita w zwierciadle jego sztuki
11 marca, w miechowskim Domu Pracy Twórczej zorganizowano wieczór poświęcony twórczości Stefana Żechowskiego oraz pamięci jego żony. Okazją była prezentacja, nabytego pod koniec ubiegłego roku przez Galerię BWA „U Jaksy”, portretu Marianny Żechowskiej, pędzla słynnego artysty rodem z Książa Wielkiego. Symbolicznego odsłonięcia dokonały: Jadwiga Zięba – prezes Towarzystwa Przyjaciół Sztuki w Miechowie i Barbara Chorążek – prezes Stowarzyszenia Grupa Miechowska, będące przedstawicielkami osób, które wsparły tę inicjatywę. Wstęgę podzielono na 30 odcinków, które trafiły na pamiątkę do wszystkich darczyńców, wraz z reprodukcjami obrazu.
- Spotkanie to zostało zorganizowane w podziękowaniu dla osób, które wsparły zakup obrazu Stefana Żechowskiego – mówił Paweł Olchawa, witając przybyłych do Domu Pracy Twórczej gości i miłośników sztuki. - Zaczęło się to tak. Któregoś dnia dostałem telefon z pytaniem czy jestem zainteresowany kupnem obrazu Żechowskiego – opowiadał zebranym dyrektor Galerii BWA „U Jaksy”. Okazało się, że dzwoniąca osoba ma do zaoferowania m.in. portret Marianny Żechowskiej. - Pomyślałem, że tę pracę musimy nabyć, ale ponieważ to była końcówka roku i budżet galerii wyglądał słabo, jedynym wyjściem było znalezienie sponsorów.
Po wykonaniu 30 telefonów do osób, którym kultura i historia lokalna leżą na sercu, potrzebne fundusze udało się zgromadzić. - Ani jedna z tych osób, do których się zwróciłem o wsparcie, nie odmówiła. Jestem dumny z tego, że mamy społeczność, która gdy jest taka sytuacja, potrafi nas wesprzeć – dodawał, wyraźnie zadowolony dyrektor.
Oprawiony na nowo obraz ma na drugiej stronie dedykację: „Kochanej Grażynce, w dowód długoletniej przyjaźni, na pamiątkę przekazuję jej mój portret. Marianna Żechowska, Książ Wielki, 24.07.2011 rok. Portret „Marychna”, 1957, żona artysty. 38x30, pastel”.
pomiędzy
- Zastanawiałem się, jak można byłoby to nasze spotkanie nazwać i myślę, że jest takie słowo „pomiędzy”. Pomiędzy postacią Stefana Żechowskiego, postacią Marianny Żechowskiej, pomiędzy dwiema rocznicami, bo w tamtym roku minęła 40 rocznica śmierci artysty, a w przyszłym roku przypada 40 rocznica powstania Biura Wystaw Artystycznych w Miechowie. Jest z nami pan Bolesław Kot, któremu chciałem podziękować, bo gdyby nie on, to galeria by nie powstała – mówił Paweł Olchawa, a jego słowa sala nagrodziła oklaskami, które były uznaniem dla zaangażowania w życie artystyczne regionu byłego prezesa tutejszego Sądu Rejonowego i byłego prezesa Towarzystwa Przyjaciół Sztuki.
Początki powstania w Miechowie kolekcji twórczości Stefana Żechowskiego związane są z pracami artysty przekazanymi w specjalnej ofercie przez jego żonę. Obecnie zbiór ten liczy około 80 pozycji. Gdyby nie działalność Marianny Żechowskiej, nie wiadomo czy twórczość jej męża przebiłaby się w ogóle do szerszego grona odbiorców. Wielu krytyków i historyków sztuki jest bowiem zdania, że Stefan Żechowski jest jednym z najbardziej niedocenianych artystów tego okresu, czyli lat międzywojennych i pierwszych lat PRL. Ale to się zmienia.
- Zdarza się, że turyści, także zagraniczni, odwiedzając Miechów zainteresowani są przede wszystkim sztuką Stefana Żechowskiego – obserwuje Paweł Olchawa. - A było też tak, że przyjeżdżali do naszego miasta z planem zwiedzania, a wiele godzin spędzali w galerii. Mamy nadzieję, że tu jeszcze wrócą, bo mamy wiele ciekawych miejsc do odwiedzenia.
wspomnienia
Podczas spotkania Krzysztof Górecki – aktor rodem z Miechowa, odczytał fragmenty dzienników Stefana Żechowskiego pt. „Odkrywanie duszy” (wydanych przez Galerię BWA „U Jaksy” w 2014 roku), także te, w których wspomina swoją żonę Mariannę. Wyłania się z nich obraz skromnego, wręcz spartańskiego życia małżeństwa w Książu Wielkim, ale też miłości i ogromnej serdeczności, jaką małżonkowie siebie obdarzali.
Panią Mariannę wspominała Krystyna Olchawa, która przed 40 laty zakładała i tworzyła Galerię BWA „U Jaksy”, w której pierwsza wystawa poświęcona była właśnie twórczości Stefana Żechowskiego. Do początków galerii i kompletowaniu jego prac nawiązał w swym wystąpieniu także burmistrz GiM Miechów Dariusz Marczewski oraz prezes Bolesław Kot.
O spotkaniu ze Stefanem Żechowskim opowiadała Wanda Madejska i Ewa Zaręba, której tata rozpoczynał z artystą naukę w krakowskiej Państwowej Szkole Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego. Jadwiga Zięba z kolei przypomniała o limitowanej edycji karty, wydanej przez Pocztę Polską z okazji jednego z jubileuszy Stefana Żechowskiego oraz o jego zwyczaju obdarowywania rysunkami osób, które pomagały mu w codziennych sprawach życiowych. - Myślę, że tych prac w rękach prywatnych osób może być jeszcze sporo – wyrażała nadzieję. Być może więc galeria będzie mogła wzbogacić się o kolejne jego dzieła.
Miłą niespodzianką było odtworzenie filmu dokumentalnego z roku 1977 pt. „Pustelnik”, przedstawiającego życie i twórczość Stefana Żechowskiego (reż. Ryszard Wójcik).
W imieniu wszystkich uczestników, za zorganizowanie spotkania dziękowała dyrektorowi Galerii Maria Paschek. - Ponieważ portret Marianny będzie wisiał obok autoportretu Stefana, to myślę, że spełnia się jego marzenie, by zaopiekowała się jego spuścizną – podsumowała.
Wojciech Szota
* * *
„Jesteśmy zawsze tam, gdzie zamieszkuje nasza wyobraźnia, która jest naszym schronieniem, naszym domem, która jest moim więzieniem i moim wygnaniem. Znam tu od dawna każdego i naprawdę nie znam nikogo. Wszyscy mnie znają jako nieznanego. Tkwię między tymi ludźmi jak gość z galaktyki, który tu kiedyś wylądował na latającym spodku, niemal niewidzialny, prawie nieobecny, cień samego siebie, odbity w krzywym lustrze mojej sztuki”.
Stefan Żechowski
* * *
Stefan Żechowski urodził się 19 lipca 1912 w Książu Wielkim, zmarł tam 28 października 1984. Malarz, pastelista, rysownik, ilustrator, projektant znaczków pocztowych. Naukę rozpoczął w Szkole Ludowej w Książu Wielkim. W latach 1926-1927 pierwsze jego ilustracje zostały opublikowane w tygodniku dla dzieci i młodzieży „Płomyk”. W 1929 został przyjęty, z pominięciem egzaminu teoretycznego, do Państwowej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego w Krakowie, którą ukończył w 1932. Zafascynowany osobą Stanisława Szukalskiego, wstąpił do założonej przez niego grupy artystycznej „Szczep Szukalszczyków Herbu Rogate Serce”. Przyjął tam imię „Ziemina z Książa”. W latach 1930-1936 brał udział w wystawach grupy, którą jednak ostatecznie opuścił. W 1937 wykonał 37 ilustracji do powieści „Motory” Emila Zegadłowicza, która została skonfiskowana przez prokuraturę krakowską pod zarzutem szerzenia pornografii.
Okupację niemiecką przeżył w Książu. W 1946 wstąpił do PPR. Malował portrety przywódców ruchu robotniczego oraz tworzył prace o charakterze propagandowym. W latach 50. zilustrował kilka powieści (m.in. Emila Zegadłowicza i Jerzego Żuławskiego) oraz zaprojektował szereg znaczków pocztowych poświęconych polskiej historii i kulturze.
W 1953 roku, w pożarze rodzinnego domu spłonęło wiele jego prac, a także korespondencja i dziennik. Dwa lata później podjął próby ilustrowania „Dziadów” oraz „Ballad i romansów” Adama Mickiewicza. W 1956 wycofał się z czynnego życia artystycznego. Tworzył dla siebie, głównym tematem jego obrazów stała się kobieta.
Zmarł po długiej i ciężkiej chorobie 28 października 1984 w Książu Wielkim. Został pochowany na tamtejszym cmentarzu parafialnym. Jego grób został opatrzony napisem: „Śniłem swoją sztukę”.
Oprócz galerii jego twórczości w Miechowie, wiele prac artysty z Książa znajduje się w zbiorach muzeów w Krakowie, Kielcach, Wrocławiu, Warszawie i wielu innych.
Miechowscy kombatanci doświadczyli sentymentalnej przygody Wyróżniony
Z początkiem marca 2025 roku DPS „Dom Kombatanta” w Miechowie stał się miejscem niezwykłych odwiedzin. To wtedy w progu miechowskiej placówki, działającej pod ZPOL Caritas zawitał bowiem Robert Madejski, reprezentujący Fundację „Za Wolność”, która nie tylko przywraca pamięć o często zapominanych wydarzeniach z historii naszego kraju, ale również oferuje pomoc prawną tym, którzy w okresie PRL-u doświadczyli na własnej skórze piekła, związanego z represjami władz komunistycznych
Miechowski „Kombatant” stał się miejscem wspomnień i zadumy
W czwartek, 6 marca 2025 roku, zarówno podopieczni Domu Pomocy Społecznej „Dom Kombatanta”, jak i uczestnicy Dziennego Domu Seniora byli świadkami nostalgicznej podróży do czasów swojej młodości, kiedy to nasza ojczyzna była nazywana Polską Rzeczpospolitą Ludową. Spotkania te stanowiły znakomitą okazję do wymiany doświadczeń i wspomnień, o czym na samym początku opowiadał zebranym Robert Madejski: - Nasza organizacja zajmuje się trzema głównymi obszarami. Po pierwsze, krzewimy wiedzę oraz informacje dla osób, które doznały krzywd w okresie PRL-u. Drugim obszarem jest konkretna pomoc, poprzez współpracę z kancelarią prawną z Gdyni, która specjalizuje się w sprawach odszkodowania. […] Pomogliśmy już ponad pięciu tysiącom osób w Polsce, między innymi w sprawie rotmistrza Pileckiego. Ostatnim obszarem jest natomiast pomoc Państwu w odkrywaniu historii swoich rodzin. Docieramy do archiwów narodowych, kościelnych, innymi słowy wszędzie tam, gdzie możemy odnaleźć interesujące nas oraz Państwa informacje.
W dalszej części spotkania miechowscy seniorzy i kombatanci mieli możliwość wysłuchania prelekcji, która przypomniała im dawne czasy, kiedy to dobre i warte zapamiętania chwile niemalże na każdym kroku mieszały się z tymi, które człowiek na zawsze chciałby wymazać ze swej pamięci. Uczestnicy dzielili się również własnymi wspomnieniami z okresu PRL-u, z rozrzewnieniem opowiadając o trudnych momentach, ale też podnoszących na duchu chwilach solidarności i perspektywy na lepsze jutro. Wiele osób zadało również pytania dotyczące swoich praw i możliwości uzyskania rekompensaty za doznane krzywdy, na której gość cierpliwie i rzeczowo odpowiadał.
To jednak nie jedyne odwiedziny, które tego dnia umiliły dzień podopiecznych Domu Pomocy Społecznej „Kombatant”. Przed przybyciem przedstawiciela fundacji zaplanowany bowiem został koncert piosenek i pieśni patriotycznych, który przygotowali uczniowie Szkoły Podstawowej nr 2 w Miechowie (klasy 1B, 1C i 3C). Na samych pieśniach, kojarzących się ze świętami narodowymi jednak się nie zakończyło. Mali artyści mieli w swoim repertuarze bowiem także kilka utworów o nieco mniej poważnym, ale za to niezwykle skocznym i wesołym zabarwieniu, które idealnie dopełnił ten obfitujący w mnogość przeróżnych emocji dzień.
Igor Szarek
„Za Wolność” – przywracamy pamięć i sprawiedliwość
Historia to fundament tożsamości narodowej. To ona kształtuje naszą świadomość i przekazuje wartości przyszłym pokoleniom. W czasach PRL-u wiele wydarzeń zostało zakłamanych, a wielu bohaterów skazanych na zapomnienie. Misją Fundacji „Za Wolność” jest przywracanie prawdy historycznej, edukacja i pielęgnowanie pamięci o tych, którzy walczyli o niepodległą Polskę, a za swoją odwagę płacili często najwyższą cenę.
Spotkania organizowane przez fundację to nie tylko prelekcje, ale przede wszystkim czas wspomnień, rozmów i refleksji. Nasi specjaliści odwiedzają domy i kluby seniora, związki kombatanckie, zrzeszenia emerytów i rencistów, a także uniwersytety III wieku. Celem tych spotkań jest nie tylko przypomnienie historii, ale także uświadomienie uczestnikom, jakie prawa przysługują im dzisiaj. Edukujemy o możliwościach uzyskania odszkodowań i zadośćuczynień za doznane krzywdy, zgodnie z Ustawą z 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego.
Prelekcje są wzbogacone o autentyczne historie osób, którym udało się po latach odzyskać sprawiedliwość, oraz materiały wideo, które pomagają zrozumieć realia tamtych czasów. Szczególnie cenione przez uczestników są rozmowy po spotkaniach, podczas których można podzielić się swoimi doświadczeniami, zadać pytania i uzyskać indywidualne porady. Dla wielu osób to pierwszy krok ku sprawiedliwości i szansa na uzyskanie wsparcia.
Fundacja „Za Wolność” to nie tylko edukacja, ale przede wszystkim konkretna pomoc prawna. Wspieramy osoby, które były niesłusznie skazane w latach 1944-1989 za działalność niepodległościową. Pomagamy w uzyskaniu stwierdzenia nieważności orzeczeń oraz w ubieganiu się o należne odszkodowania i zadośćuczynienia, które mogą uzyskać zarówno sami poszkodowani, jak również ich najbliższa rodzina.
Dlaczego warto się do nas zgłosić? Ponieważ nasze wsparcie nic nie kosztuje, a może okazać się kluczowe w drodze do odzyskania sprawiedliwości i oczyszczenia dobrego imienia z niesłusznych komunistycznych zarzutów. Nasza fundacja skutecznie pomogła już wielu osobom odzyskać godność i należne rekompensaty. Wiemy, jak trudne mogą być formalności prawne, dlatego oferujemy wsparcie na każdym etapie postępowania. Działamy z empatią i zrozumieniem, dbając o to, by nasi podopieczni czuli się bezpiecznie i komfortowo.
Jeśli nie udało się Państwu uczestniczyć w spotkaniu, zachęcamy do kontaktu z fundacją. Informacje o naszej działalności oraz szczegóły dotyczące uzyskania pomocy prawnej znajdują się na stronie www.zawolnosc.pl. W celu organizacji spotkania zachęcamy także do kontaktowania się bezpośrednio z naszym specjalistą, Robertem Madejskim, który odwiedził Miechów:
tel.: +48 690 990 370.
Jesteśmy, by pomóc i przywrócić sprawiedliwość tym, którzy na nią zasługują!
Fundacja „Za Wolność”