Od Moczydła po Wisłę
Budynek zanurzony w zieleni. Śmigłe jodły i modrzewie, klimatyczne lipy, a do towarzystwa derenie, buki, klony, świerki i berberysy. Na dużym placu budki lęgowe dla ptaków, domki dla owadów. Jesteśmy w siedzibie Nadleśnictwa Miechów, terytorialnie największego z 16 nadleśnictw podległych Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie. Rozciąga się ono na około 178 tys. ha, w tym lasy zajmują obszar 11 605,61 ha.
- Nasze nadleśnictwo rozciąga się od granicy z województwem świętokrzyskim od Moczydła, aż po Wisłę w Krakowie – mówi nadleśniczy Jan Karczmarski, obecny gospodarz tego miejsca. - Podlegają nam leśnictwa: Opacz, Chrusty, Trąby, Tunel, Klonów, Sosnówka, Goszcza, Trzyciąż i Skała. Mamy 160 kompleksów leśnych, od kilkuhektarowych, aż po takie do 1000 ha. Największym kompleksem leśnym są Chrusty, drugie miejsce zajmuje kompleks na terenie leśnictwa Trąby, a trzeci to lasy leśnictwa Tunel. W pozostałych leśnictwach lasy są już mniejsze i bardziej rozproszone. Najwięcej jest tych mających od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu hektarów. Do Nadleśnictwa Miechów przyszedłem z Krakowa. Przede mną tę funkcję ponad 20 lat pełnił nadleśniczy Jan Dyktyński, który włożył ogromną ilość serca i zaangażowania w gospodarowanie lasami miechowskimi. A ja staram się w miarę godnie kontynuować to, co robił on i jego poprzednicy.
- Teraz Miechów, a wcześniej była działalność naukowa?
- Tak, 27 lat pracowałem w Katedrze Szczegółowej Hodowli Lasu, Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Potem dopiero rozpocząłem pracę w Lasach Państwowych. Początkowo byłem w Nadleśnictwie Miechów specjalistą ds. zagospodarowania lasu, a potem zostałem powołany na stanowisko nadleśniczego.
- Leśnik, to zawód czy misja? Bo na pewno fascynująca praca...
- To prawda. Myślę, że to jednocześnie misja, służba i pasja. Te trzy rzeczy przenikają się nawzajem. Leśnicy idą do lasu do pracy, ale też po to, żeby realizować swoją pasję. Tu sfera prywatna łączy się z zawodową, jest nierozerwalna. Bo większość z nas ma zainteresowania związane z przyrodą. Nasz kolega Mateusz ma pasję ornitologiczną, jest regionalnym ekspertem w tej dziedzinie. Część pracowników interesuje się łowiectwem, realizują tę pasję już poza zawodem leśnika, ja się zajmuję fotografią przyrodniczą.
- A dlaczego wybrał Pan leśnictwo?
- Bo zawsze, od najmłodszych lat, ceniłem przyrodę. Tak więc po liceum zdecydowałem się na studia na Wydziale Leśnym. Był to wybór świadomy, który miał mnie prowadzić, w moim ówczesnym przekonaniu, do pracy w jednym z parków narodowych. Bezpośrednio jednak po ukończeniu studiów dostałem propozycję pracy na uczelni i tam zostałem.
- A czy ta praca encyklopedyczna, naukowa, potrafi zastąpić tę blisko serca natury? Czy tego nie brakuje?
- Ja miałem bliski kontakt z naturą, bo badania prowadzone w ramach doktoratu oraz innych projektów badawczych dotyczyły karpackich lasów naturalnych lub o charakterze pierwotnym w Tatrach, na Babiej Górze, a także innych pasmach Beskidów. Wymuszało to bezpośredni kontakt z tą najbardziej dziką formą natury.
- Piękna sprawa...
- Piękna (uśmiech), aczkolwiek tej dzikiej formy natury dobrze zachowanej mamy bardzo niewiele w środkowej Europie i Polsce. Najczęściej wspomina się w tym kontekście Puszczę Białowieską, która jest lasem naturalnym. Ostatnim wielkim lasem naturalnym środkowej Europy. Tak naprawdę jednak Puszcza Białowieska nie jest lasem pierwotnym, bo te wpływy ludzkie były tam bardzo silne i wywarły na niej mocne piętno. Także ta chęć łączności z przyrodą, była i żyła we mnie od dziecka, od zawsze.
- I refleksja po tych wszystkich latach... Nie było tu pomyłki?
- Absolutnie nie. Uważam, że ta ścieżka realizowała moje pasje i zainteresowania. I realizuję ją także tutaj, bo wraz z całym zespołem możemy kształtować właściwy stan środowiska leśnego na Wyżynie Miechowskiej, które tu nie jest środowiskiem dominującym, a lasy są mocno rozproszone w wielu drobnych kompleksach leśnych.
- Właśnie, wskaźnik lesistości naszego nadleśnictwa kształtuje się poniżej 9%, to niewiele...
- To prawda, ale to dlatego że na tych obszarach dominuje gospodarka rolna na żyznych glebach. W okolicy Proszowic to czarnoziemy, czyli najlepsze ziemie, jakie mogą być w produkcji rolnej. Na Wyżynie Miechowskiej występują różne gleby na lessach i rędzinach, które są bardzo bogate w składniki pokarmowe i są wykorzystywane rolniczo. Tu lasy zajmują te najtrudniej dostępne dla rolnictwa fragmenty terenu, jary, obszary o większym spadku bądź te bardziej oddalone od miejscowości, czyli ta gospodarka leśna wcale nie jest łatwa. Mamy dziewięć leśnictw położonych na terenie pięciu powiatów i dwudziestu trzech gmin. Każde z leśnictw ma swoją specyfikę. I to wiąże się z tym, że inaczej będzie się gospodarować na południu naszego nadleśnictwa, gdzie...
- Jest silnie zurbanizowany teren...
- Tak, jest bardzo duży wpływ aglomeracji krakowskiej i tam ta presja mieszkańców podkrakowskich miejscowości jest olbrzymia. Schemat jest mniej więcej taki: na początku - „Absolutnie, proszą nie wycinać żadnych drzew, bo las jest piękny, szczególnie jak jest stary”. Jednak po pewnym czasie, gdy ludzie mieszkają blisko lasu, to się okazuje, że nagle te drzewa zaczynają przeszkadzać i jest: „Proszę je wyciąć”. Trzeba więc szukać rozwiązań, bo prawda leży gdzieś pośrodku i las musi mieć ciągłość egzystencji, bo chociażby z ustawy o lasach wynika zasada: „my dbamy o trwałość lasu przez gospodarowanie”.
- Przez wymianę pokoleń?
- Tak, i często trwałość lasu w potocznym pojęciu rozumiana jest jako brak ingerencji w jego kształt, a to może prowadzić do negatywnych konsekwencji, w tym do starzenia się i zamierania drzewostanów, a także do przemiany składu gatunkowego. Zamiast cennych gatunków lasotwórczych powiązanych z konkretnym siedliskiem, mogą pojawić się gatunki mniej cenne, charakterystyczne np. dla lasu pionierskiego, a powrót gatunków docelowych może trwać wiele dziesięcioleci. Dlatego podejmujemy zabiegi dostosowania składu gatunkowego do siedliska i utrzymania jego trwałości.
Wszędobylska sosna
Gatunkiem zajmującym największą powierzchnię Nadleśnictwa Miechów jest dąb – 27,9%, kolejno buk – 22,7%, sosna – 22,3%, modrzew – 6,1%, brzoza – 5,9%, grab – 5,2%, jodła – 2,2% topola – 1,2%. Pozostałe gatunki tj. m.in. świerk, klon, wiąz, jesion, olcha, akacja, osika pozostają na 4% powierzchni.
- W naszym nadleśnictwie występuje 29 gatunków drzew lasotwórczych (łącznie w Polsce są 32 takie gatunki), a jeszcze dodajmy gatunki zielne runa, rośliny chronione w rezerwatach, m.in. obuwik, kilkadziesiąt gatunków storczyków. Mamy wiele gatunków występujących w czerwonej księdze. To prawdziwe bogactwo – mówi nadleśniczy Karczmarski. - Dla porównania: w nadleśnictwach na zachodzie kraju występuje 8-10 gatunków drzew. My mamy pełną paletę, brakuje tylko cisa na naturalnych stanowiskach oraz gatunków wysokogórskich: limby i kosodrzewiny. Dlatego możemy być zachwyceni tą różnorodnością, mozaiką pól, lasów, łąk i różnych miejscowości. To przepiękny rejon kraju!
- Prowadzicie proces dostosowywania gatunku do siedliska?
- Tak, mamy dużo fragmentów lasu, które są zbudowane w dojrzałym piętrze z sosny, a sosna to gatunek wszędobylski, ale optimum znajduje na siedliskach ubogich. A na siedliskach żyznych optimum znajdują gatunki, bardzo cenne pod względem przyrodniczym, jak i surowcowym – drewna, które produkują: dąb, buk i jodła. To są dla nas trzy podstawowe gatunki. Dlatego wprowadzamy je w miejsce sosny. Jodłę wprowadzić jest łatwiej, bo to gatunek cieniolubny, można ją podsadzać pod istniejący drzewostan. Gdy osiągnie wysokość np. od kilku metrów, stopniowo usuwamy starodrzewia i mamy ciągłość lasu zachowaną. Natomiast dąb w ocienieniu nie odnowi się. Dlatego, aby mu stworzyć odpowiednie warunki, trzeba usunąć z powierzchni kilkunastu, kilkudziesięciu arów wszystkie drzewa, aby był pełen dostęp światła i ciepła z góry, wtedy odnowienie dębu zaczyna świetnie rosnąć.
- Umiłowanie światła, to zapewne stąd „świetliste dąbrowy”...
- Świetlista dąbrowa to zespół roślinny, który wykształcił się pod wpływem zabiegów człowieka. Był to las dębowy, który rósł przez kilkadziesiąt lat lub dłużej. W trakcie jego wzrostu ludzie wygrabiali ściółkę albo spasali ten drzewostan, dlatego on ulegał zubożeniu pod względem obiegu składników pokarmowych, następowało uproszczenie budowy piętrowej, ale nadal to doskonałe siedlisko dla dębu. Taka dąbrowa jest prześwietlona, nieco zubożona. Dęby rosną rzadziej, podrosty innych gatunków zostały zjedzone przez wypasane tam zwierzęta i utworzyła się forma świetlistego lasu dębowego. On ma luźniejsze zwarcie, a poprzez to, że dużo światła, dociera do dna lasu, rozwija się tam runo światło i ciepłolubne. Znane m.in. ze storczyków, z obuwika. To np. Rezerwat „Kwiatówka” i otaczający ten rezerwat obszar Natura 2000. Świetliste dąbrowy to na pewno coś, czym możemy się pochwalić. Zwłaszcza, że wykształciły się one w specyficznych warunkach pod presją człowieka. I teraz cały problem polega na tym, żeby utrzymać to zbiorowisko i jego bogactwo florystyczne.
- Trzeba ingerować...
- Tak, cały czas, żeby występowały te rośliny. Dlatego, aby zachować świetliste dąbrowy m.in. prowadzimy tam wypas zwierząt.
- Nie każdy z zewnątrz bez tej świadomości, zrozumie logikę tej interwencji.
- Tak samo jak nie każdy zrozumie, dlaczego usuwa się krzewy i młode drzewa z naszych muraw kserotermicznych. A to dlatego żeby utrzymać te murawy, bo to roślinność o charakterze stepowym, poza leśnym. U nas występują np. na brzegu lasu na Białej Górze, pomiędzy użytkami rolniczymi a drzewostanem. W występującym tam płacie murawy kserotermicznej, sukcesja gatunków krzewiastych i drzew doprowadziła do jej zarastania, gdyby z niej nie usunięto krzewów np. tarniny czy pojawiających się głogów, to by to cenne zbiorowisko zanikło. Jego utrzymanie wymaga corocznej czynnej ochrony, którą prowadzimy w sześciu rezerwatach. Tym też może się Nadleśnictwo Miechów pochwalić, czynną ochroną w rezerwatach we współpracy z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska w Krakowie.
- Ingerencja, która eksponuje piękno natury.
- Tak, pamiętajmy, że nie bez powodu w gminie Miechów organizowany jest Dzień Storczyka. Mamy obszary Natura 2000, które chronią te murawy kserotermiczne, większość z nich występuje w krajobrazie kulturowym – rolno-zaroślowym. Jest ich w sumie 17, w tym na terenie zarządzanym przez nadleśnictwo mamy sześć rezerwatów, w których występuje roślinność związana z murawami lub z ciepłym dnem lasu. I to ogromna atrakcja Wyżyny Miechowskiej zarówno poza lasem, jak i w lesie.
- Właśnie, każdy z nas może zobaczyć te murawy kserotermiczne, gdy Was tu odwiedzi...
- Tak, mamy naszą Izbę Leśną. To pomysł mojego poprzednika – nadleśniczego Dyktyńskiego, a został zrealizowany przez nasz zespół już za moich czasów. Organizujemy tam zajęcia edukacyjne. Pracownicy nadleśnictwa: Paulina Mazur, Józef Mękal i Mateusz Albrycht, przeprowadzają je naprawdę z dużą pasją i potrafią zainteresować zarówno młodszych, jak i starszych. Edukację prowadzi także personel terenowy bezpośrednio w lesie, z wykorzystaniem naszych obiektów edukacyjnych.
Młodzi nie potrafią się zatrzymać
Izba Leśna to długi przeszklony „okropkowany” pawilon. Jak wyjaśnia mój przewodnik – Mateusz Albrycht, starszy specjalista służby leśnej ds. zagospodarowania lasu – ta zewnętrzna szata jest pomysłem Fundacji „Szklane Pułapki” i ma zapobiec kolizji ptaków z szybami.
- Największą satysfakcją dla mnie jest, gdy uczestnicy zajęć wychodzą z nową wiedzą, innym spojrzeniem i odczuwaniem natury. Bo nie tyle chodzi o to, żeby potrafili rozpoznawać gatunki, ale aby ich uwrażliwić na przyrodę. By wyłączyli się z tego świata, a włączyli większy fokus na to, co się dzieje wokół – mówi. - Widzę, że dzieci, młodzież są zachłyśnięci technologią, social mediami, jeszcze nie doceniają natury, nie mają cierpliwości do jej obserwowania. A w świecie przyrody nie ma nic podanego „na tacy”, dlatego ta nasza ekspozycja jest tak potrzebna. Tu można zobaczyć wszystko i mogę dokładnie o tym opowiedzieć, bo gdybyśmy to mieli wypracować w terenie, zaczynają się trudności. Bo nie mają cierpliwości, żeby się ukryć, poobserwować, wyczekać na gatunek. Te młodsze pokolenia nie potrafią się zatrzymać. Już jednak osoby w wieku 30+, 40+ i starsze doceniają przebywanie w naturze. Lubią spojrzeć na lecące ptaki, poczuć tę wolność, którą niosą lub zanurzyć się w lesie na porannym spacerze, gdzie oszołamia chór ptasich dźwięków.
Wchodzimy do Izby. Przed nami ekspozycja, która zatrzymuje leśne życie w kadrze. Zza konarów wychynęły dwa dziki, nad nimi unosi się puszczyk uralski z rozpostartymi skrzydłami, u góry przysiadła wiewiórka, a z boku ukazuje się biało-czarny ciekawski pyszczek borsuka. Widać potężną sylwetkę jelenia, a w wysokich trawach przycupnęły niepozorne kuropatwy. Pomiędzy zwierzętami różnobarwne rośliny. Całość ekspozycji wykonana z naturalnych materiałów i w rozmiarach odpowiadającym ich rzeczywistym odpowiednikom, przedstawia się nadzwyczaj realistycznie i niezwykle sugestywnie.
Możemy też zwierząt i ptaków... posłuchać, dzięki specjalnemu urządzeniu imitującemu ich odgłosy.
- Tak sarna szczeka, brecha, to odgłos sarny, która jest zaniepokojona – objaśnia Pan Mateusz. - Teraz, to przeciągłe wycie to lis, a tu mamy głos borsuków. Nasza Izba powstała w 2018 roku, jej celem jest zaprezentowanie charakteru naszego nadleśnictwa. Jest ono specyficzne w skali kraju, bo mamy małą lesistość, co jest związane z bardzo żyznymi glebami, ale dzięki temu, że gleby wytworzyły się u nas między innymi na podłożu wapiennym, powstały bardzo ciekawe siedliska, rzadkie w skali kraju – łąki kserotermiczne z licznymi storczykami, świetliste dąbrowy. Oba są związane z działalnością człowieka, gdybyśmy je pozostawili bez żadnych zabiegów, to by zanikły, dlatego prowadzimy tam wypas zwierząt. Bo świetliste dąbrowy powstały dawniej właśnie przez wypas bydła, świń, na terenach leśnych i wygrabywania ścioły na podkład dla zwierząt. Zaś murawy kserotermiczne były terenami gorszymi do uprawy, ale za to dobrymi pastwiskowymi, więc wypasano tam owce i kozy.
- Czyli przed nami taka murawa?
- Tak, w tle zdjęcie zrobione przez naszego kolegę, Roberta Michłowskiego – to kserotermiczny rezerwat „Biała Góra” w Leśnictwie Tunel. Nie jesteśmy w stanie pokazać całego piękna florystycznego naszego terenu, bardzo atrakcyjnego dla botaników. Murawy to niska roślinność trawiasta poprzerastana karłowatymi krzewami, drzewami, gdzieniegdzie pojawia się jałowiec, pośród tego liczne storczyki. Najpopularniejszą rośliną naszych muraw jest oman wąskolistny – żółty kwiatek, który przypomina mniszka lekarskiego, czyli mlecza. Mamy tam też: zawilce wielkokwiatowe, obuwiki pospolite, storczyki blade, dwulistniki musze, miłki wiosenne, storczyki kukawki, storczyki purpurowe, dziewięćsiły popłocholistne. I na tym lista się wcale nie kończy...
- Na ekspozycji dostrzec można kuropatwy, ale to niestety gatunek, który ma wyraźną tendencję spadkową populacji. Bo gdy jako dziecko jeździłem po polach, one były wszędzie – wspomina mój przewodnik z pewną nostalgią, smutno kwitując: - A teraz ją zobaczyć – ciężka sprawa. Zawsze gdy mi się to uda, jest uśmiech na mojej twarzy. Zwłaszcza cieszy duże stadko. Ten jej deficyt wynika ze zwiększania powierzchni działek i eliminacji miedz – intensyfikacji rolnictwa, dużej presji drapieżników, mroźnych, bezśnieżnych zim, a także użycia pestycydów, co ogranicza bazę pokarmową, zwłaszcza dla młodych piskląt.
Saren jest dużo, mają bardzo dogodne warunki, rozległe pola uprawne przeplatane biotopami polno-leśnymi oraz śródpolnymi zadrzewieniami. Na drzewie widzimy kunę leśną, u góry drozd śpiewak „leśny budzik”, zaczyna swój koncert już o... godzinie 3 nad ranem. Ten pierwszy na gałęzi to kwiczoł, a pod drzewem kos o wyjątkowym głosie. U góry wszędobylska kaczka krzyżówka – objaśnia pan Mateusz, wsparty familiarnie o poroże jelenia, dodając: - A to byk jelenia. Jeszcze 10 lat temu, jeleń na tym terenie był zwierzęciem przechodnim. Teraz notujemy wzrost jego populacji. Kolejnym przedstawicielem jeleniowatych, który u nas coraz częściej bytuje, jest łoś. Występuje regularnie od dwóch lat, w leśnictwach: Opacz, Tunel, Trąby, Chrusty.
Docenić gawrona
- Podczas pandemii nie mieliśmy żadnych zajęć edukacyjnych, ale po jej zakończeniu nastąpiła prawdziwa eksplozja, zainteresowanie lasem było niesamowite! – wspomina pan Mateusz. - Grupy mamy od przedszkolaków, młodzież, rodziny, aż po Uniwersytet Trzeciego Wieku i pracowników korporacji. W roku odbywa się od 60 do 90 zajęć. Oprócz tego spotykamy się ze społeczeństwem na lokalnych wydarzeniach. Chcemy pokazać, jak wygląda nasza praca i również to, że leśnicy to zazwyczaj pasjonaci przyrody. Każdy jest zakochanym w czymś innym „leśnym”. Jeden w botanice, drugi w entomologii, trzeci w mykologii (nauka o grzybach – przyp. red.).
- Właśnie, a jaki rodowód Pana pasji – ornitologii?
- Jak miałem pięć lat, dostałem książkę – atlas z ptakami i od tamtego czasu mnie fascynują. Pamiętam, jak zimą mogłem godzinami przesiadywać wklejony w szybę okna i liczyć ptaki przy karmniku, stawiając kreski w zeszycie. To były moje pierwsze notatki ornitologiczne... Podstawowe gatunki znałem już bardzo dobrze, ale dziecięca fantazja czasami objawiała mi np. śnieguły (śmiech), których tam oczywiście nie było. Ale pragnienie wytropienia jakiegoś rarytasu pośród bogatek i wróbli było tak silne, że te gatunki się pojawiały, taka fatamorgana (uśmiech). W ptakach fascynuje mnie swoboda, z jaką się przemieszczają: mała jaskółka dymówka, która leci do Południowej Afryki. Są piękne, ich kolory, śpiewy, a rzadkie okazy, które uda się zobaczyć, natychmiast wzbudzają szybsze bicie serca. Zawsze byłem blisko natury. Z dziadkiem wsiadaliśmy na rowery albo jawę i obieraliśmy tylko jeden kierunek – las. On uwielbiał zbierać grzyby, a ja wolałem szukać gniazd ptaków i je podglądać, obserwować życie mrówek, tropić zwierzęta. Ale moja fascynacja do przyrody to całokształt. Gdy idę w teren, odpoczywam. Patrzę, cieszę się, że lata, że biega, że jest głos, że coś się dzieje dookoła. Biorę również udział w projektach badawczych, gdzie obrączkujemy ptaki i prowadzimy badania z nimi związane. Mój konik to ornitologia, ale interesują mnie też inne nauki przyrodnicze. Dla mnie każdy element przyrody jest ważny. Wszystkie swoje prace pisałem o ptakach, a magisterkę o gawronie.
- To mamy tych podopiecznych w parku, ku dezaprobacie wielu. A to jest bogactwo naszego parku czy uciążliwość?
- Tak, jest duża kolonia, ponad siedemset sztuk, gniazd. Ja uważam, że bogactwo, i to się powinno promować. Bo populacja gawrona w ostatnich piętnastu latach spadła w Polsce prawie o 60%, to gatunek narażony na wyginięcie. Ma na to wpływ: ingerencja człowieka – płoszenie, straszenie sokołami, zrzucanie gniazd, przycinanie drzew. Ten gatunek preferuje parki i dlatego wchodzi w konflikt z ludźmi, do tego dochodzą zmiany klimatu. To ptak lęgowo związany z drzewami, ale żeruje na polach, łąkach, pastwiskach, a teraz zmieniają się struktury krajobrazu rolniczego. Coraz częściej spotykamy wielkopowierzchniowe monokulturowe uprawy, zmniejsza się ilość pastwisk i łąk, postępuje urbanizacja więc areały dogodne do żerowania się kurczą. Tu czują się dobrze, bo struktura pól na Miechowszczyźnie jest jeszcze różnorodna. Ja myślę, że powinniśmy doceniać tych naszych czarnych skrzydlatych przyjaciół i cieszyć się, że są w naszym sąsiedztwie.
- Czyli bogactwem naszego parku jest nowoczesna architektura i aranżacja, ale przyrodniczo gawron?
- Zdecydowanie tak, w skali kraju to coś wyjątkowego, że mamy taką fajną populację utrzymującą się na stabilnym poziomie, a nawet – według moich odczuć – wydaje się delikatnie rosnącą.
- Słyszałam o kąpielach mrówkowych gawronów, że ma to na celu uwolnienie kwasu mrówkowego i zabicie pasożytów żyjących w piórach ptaka.
- Tak, ptaki krukowate często z tego korzystają. Rozkładają skrzydła, mrówki wchodzą im na piórka podejmując atak – obrona własna i prowokują w ten sposób zaaplikowanie kwasu mrówkowego, służy to ich higienie. Ten sam cel ma, gdy ptaki zażywają kąpieli piaskowych lub wodnych.
- W parku jest mnóstwo dzieci, które korzystają z rozwiązań technologicznych, ale po drugiej stronie mogą mieć lekcję przyrody...
- Uważam, że park miechowski jest fantastycznie zrewitalizowany. Jest nowoczesny dla społeczeństwa, ale zachował też tę naturalność dla tych, którzy chcą odpocząć na łonie natury. A gawrony jako gatunek naprawdę możemy podziwiać. Jako krukowate są bardzo inteligentne. Potrafią latać nad asfaltem, upuszczać orzechy, żeby się rozłupały, a potem po nie zlatują i się nimi żywią. Bardzo długo zapamiętują elementy, które im zagrażały i potem ich unikają. I sama ta kolonijność, budowanie grupy. Jedno kraknięcie, a wszystkie nagle się zlatują. Starsze pokazują młodszym, jak mają żerować. Na pewno ich organizacja stada może nas zadziwiać, jak potrafią wspólnie pracować i działać.
- Czyli powinniśmy jako miechowianie doceniać to, że mamy gawrony w parku, bo one nas wiele mogą nauczyć. A nie ubolewać nad tym, że przelatując, brudzą i może się zdarzyć jakiś incydent komunikacyjny...
- Incydent komunikacyjny zawsze się może zdarzyć, bo w każdym momencie coś nad nami lata, ale musimy doceniać ten świat przyrody. I trzeba pamiętać, że to my ludzie wchodzimy w świat zwierząt z konfliktami. Te ptaki były tam od zawsze, one były przed nami. My stworzyliśmy infrastrukturę, piękne parki, one tam weszły, bo są duże drzewa, gdzie czują się bezpiecznie, założyły sobie kolonie i czy to problem?
Las – szumiący świadek historii
- To że kompleksy leśne są rozsiane pośród pól uprawnych i musicie współpracować z wieloma gminami, właścicielami gruntów, to chyba wasze wyzwanie?
- To z pewnością. Główny problem, który dotyczy gminy Miechów czy Książ Wielki to wywóz pozyskanego drewna z lasu drogami lokalnymi, które mają różne ograniczenia co do nośności – 10 czy 15 ton. A zestaw samochodowy, który je wywozi, waży ok. 40 ton – przyznaje nadleśniczy Jan Karczmarski. - Dlatego na okres wywozu drewna, tam gdzie to konieczne, zawieramy porozumienie z lokalnymi samorządami o przekazaniu nam lokalnych dróg w użytkowanie. W sytuacji, gdyby zostały uszkodzone, zobowiązujemy się do wykonania bieżących napraw. Tak było w przypadku Podmiejskiej Woli Górnej w gminie Miechów. Te transporty nie są jednak tak częste, bo w poszczególne fragmenty lasu wchodzi się z cięciami pielęgnacyjnymi przeciętnie raz na dziesięć lat, a z cięciami odnowieniowymi raz w całym cyklu życiowym drzewostanu. Pamiętać także należy, że ponad 6% naszego dochodu narodowego brutto pochodzi właśnie z produktów wywożonych z lasu, z drewna bądź produktów ubocznych. To bardzo dużo. Jest tu przemysł tartaczny, meblarski, okien drewnianych, mebli ogrodowych, małej galanterii drzewnej, także przykładowo papier toaletowy.
- Czyli kluczowa dziedzina dla gospodarki?
- Tak i o to chodzi, żeby ona miała możliwość funkcjonowania przy pełnym zrozumieniu społeczeństwa, że to nie stanowi żadnego zagrożenia dla środowiska leśnego. Ja powiem tezę mocno kontrowersyjną, ale pracując na wydziale leśnym, często studentom przytaczaliśmy cytat z jednego z profesorów hodowli lasu, mający już charakter dykteryjki, że najlepszym hodowcą lasu jest... siekiera. A to dlatego, że aby mieć młode pokolenie, należy mu stworzyć odpowiednie warunki i trzeba wyciąć część starego, przez umiejętne cięcia w warstwie drzewostanu dojrzałego. Słyszy się natomiast, że leśnicy dużo wycinają i że to są wycinki rabunkowe. To nie jest prawdą.
- Co my jako nadleśnictwo mamy do zaoferowania?
- Z pewnością bogate drzewostany, które są bardzo zróżnicowane, bo zawierają 29 gatunków z ponad 30, które występują w Polsce. Ich średni wieku wzrasta, utrzymuje się wysoka zasobność, poprawia się skład gatunkowy. To oferta dla społeczeństwa, że może przebywać w lesie racjonalnie zagospodarowanym, który właściwie w każdym miejscu może być tzw. lasem społecznym. Z mocy ustawy o lasach, to tzw. gospodarka wielofunkcyjna, która oznacza, że las w każdym miejscu będzie pełnił wiele funkcji. Myślę, iż to podejście właściwe. Jeśli kompleks Chrusty potraktujemy jako las społeczny, to odwiedzający go znajdzie zarówno uprawy leśne młodniki, lasy średniowiekowe, starodrzewia, czy punkty edukacyjne. Tych punktów mamy w nadleśnictwie kilka. Przy nadleśnictwie jest Izba Edukacyjna, mamy wyremontowany punkt edukacyjny w Leśnictwie Chrusty. Jest punkt w Leśnictwie Goszcza. Dysponujemy kilkoma ścieżkami edukacyjnymi, jest ścieżka „Pomocnik Leśnika” – samoobsługowa, wystarczy pobrać ze strony internetowej nadleśnictwa wydruk i według niego realizować spacer w lesie.
- Często istnieje też bliska relacja historii, przeszłości i lasu...
- Tak, mamy niedawno utworzoną we współpracy m.in. z Fundacją Novist ścieżkę edukacyjną w lesie naramskim, która ukazuje aspekty przyrodnicze i historyczne, bo chodzi tam o pokazanie miejsc pochówku, cmentarzy z I wojny światowej. Lasy w okolicach Jangrotu, Naramy, Michałowic, las goszczański, aż po gminę Kocmyrzów-Luborzyca, wszędzie tam są miejsca zbiorowego pochówku, także poza terenami leśnymi, zgodnie z przebiegiem frontu rosyjsko - austro - węgierskiego. W niektórych z nich leży ponad 1000 żołnierzy.
To są obiekty o dużej randze historycznej. Tu więc mamy łączenie wielu funkcji, bo nie tylko edukacyjne w zakresie leśnym, ale również doposażanie w wiedzę z wielu dziedzin. Powstanie Styczniowe i Żuawi Śmierci, mają swoje miejsca upamiętnienia w Leśnictwie Sosnówka, w Muniakowicach. Można zobaczyć obelisk i tablice edukacyjne. Jest mogiła z II wojny światowej w Nasiechowicach w lesie oraz miejsce kaźni żydów w lesie Chodówki pod Miechowem. Tego typu miejsc mamy dużo, dbamy o nie i pokazujemy je społeczeństwu.
- Edukacja i kształtowanie przyrodniczej wrażliwości to wyposażenie na przyszłość.
- Tak, dlatego przygotowujemy, współorganizujemy lub udostępniamy teren na wiele cyklicznych imprez. Między innymi: na terenie Nadleśnictwa Goszcza odbywa się co roku „Niebieski bieg świadomości autyzmu”, udostępniamy teren dla Maratonu „Młyn Trail Michałowice” czy Biegu Niepodległości organizowanego przez UMiG Słomniki. Od dziewięciu lat jesteśmy organizatorem jako Nadleśnictwo Miechów wraz grupą miechowskich biegaczy – Miechowskiego Biegu Niepodległości. Gmina Miechów jest organizatorem Święta Storczyka, a nasze nadleśnictwo stale w tym uczestniczy. Przygotowujemy też wraz z Powiatową Strażą Pożarną oraz Komendą Policji Mundurowy Dzień Dziecka. Ilość osób korzystających z naszej oferty idzie w tysiące.
Oferujemy możliwość uczestniczenia w zajęciach z naszymi pracownikami w punktach edukacyjnych, ale i w lesie bezpośrednio. Możemy pokazać szkółkę leśną, to co się dzieje w jakimś punkcie lasu, możemy z zewnątrz zobaczyć rezerwat przyrody.
Sztuka dostrzegania kopciuszka
Prezentacje przyrodniczej diaramy w Izbie Leśnej to tylko część edukacji, która jest dostępna na terenie siedziby Nadleśnictwa Miechów. Doskonale uzupełnia ją ścieżka edukacyjna, którą możemy przejść wokół budynku.
- Możemy dowiedzieć się z niej o fazach życia lasu, jego funkcjach, sposobach rozprzestrzeniania się nasion – mówi Mateusz Albrycht, niespodziewanie dodając: - O, właśnie przeleciała pleszka, rok temu miała gniazdo w tych budkach, które mamy na ekspozycji. A tu pod wiatą też często mamy zajęcia. Trzeba wcześniej zgłosić chęć uczestnictwa w nich, dostosowujemy program do grup. Teraz nam śpiewa kulczyk, wygląda trochę jak kanarek. Ten dźwięk, jakby się o siebie kluczyki uderzały – objaśnia, uważnie patrząc do góry: - A tu przysiadł młody kopciuszek.
Istotnie, choć trudno dostrzec, tuż obok nas mignął mały kształt z artystycznym rudym ogonkiem.
- Jest bardzo niepozorny...
- Piękny! Każdy ptak jest piękny. Niedawno musiał opuścić gniazdo. Jest młody, widać po upierzeniu i po żółtych zajadach w kącikach dzioba.
- A czy one tak za panem tu przyleciały?
(śmiech) - Nie, wodę tu mają. W gorące dni nie możemy przecież o nich zapomnieć. Każdy kąt na tej naszej ścieżce sprzyja poznaniu innej części lasu. Są tu budki lęgowe różnych rozmiarów, ta najwyższa – to dla sowy - pójdźki. To nieduża sowa, kiedyś często wykorzystywała do lęgów wierzby głowiaste. Teraz częściej można ją spotkać, korzystającą z naszych budynków.
- To tak, która według dawnych wierzeń wzywa nas w zaświaty? (Według starych ludowych przesądów sowa podobno woła: „Pójdź, pójdź w dołek pod kościołek” – przyp. red.)
- Tak, to ta. Kiedyś tak o niej mówiono. Z sów mamy tu jeszcze uszatki. Zimowały na tym świerku. W poprzednim sezonie było ich pięć. A teraz możemy zobaczyć muchołówkę szarą – wskazuje do góry. Jest ich tu cała rodzinka. Od trzech lat je obserwuję. Jest szara, ma duże czarne oko i chwyta owady, zgodnie z nazwą. Fajny ptak. Można podziwiać z jaką gracją poluje.
- A gdzie najlepiej obserwować ptaki?
- Myślę, że spacerując po większej powierzchni, bo przechodzimy przez wiele różnorodnych siedlisk. Ja bardzo lubię jeździć na ptaki na stawy do Książa Wielkiego. Tam przemierzają taflę wody ze spokojem i można je obserwować z dużej odległości na otwartej przestrzeni. Wystarczy lornetka, ja używam jeszcze lunety. I oczywiście zawsze mam aparat, bo staram się dokumentować swoje obserwacje.
- Tym sposobem „praca” pewnie nie kończy się równo z godziną 15, bo po niej załącza się rytm „pasja”...
- Jeżeli tylko wolny czas pozwala, staram się pomagać w funkcjonowaniu obozu ornitologicznego „Wisła” w Górze Kalwarii koło Warszawy (Obóz Wisła – Facebook – przyp. red.). Mam uprawnienia do obrączkowania ptaków. Uczestnicy tych obozów wykonują „prace” ornitologiczne w ramach wolontariatu. Janek, koordynator przedsięwzięcia, potrafi każdego zarazić miłością do przyrody. Głównym naszym celem jest tam obrączkowanie ptaków i ich ochrona. Ta część Wisły, pośród piaszczystych łach, stała się dla nich prawdziwym rajem. Robimy wszystko, aby zachować jej naturalny charakter i chronić ptaki. Dlatego każdy na obozie jest mile widziany, nie trzeba się znać na ptakach, wystarczą chęci, żeby pomagać. Jest bliski kontakt z naturą, cudowna atmosfera, niesamowita przygoda. Mnie „Wisła” naprawdę wciąga.
Leśna rodzina
- Celem leśników jest zawsze chronić las, stać na straży jego trwałości, różnorodności – mówi nadleśniczy Jan Karczmarski. - Pan nadleśniczy Jan Dyktyński włożył mnóstwo pracy w gospodarowanie naszymi lasami. Trzeba też wspomnieć o nadleśniczym Morawieckim, który sprawował tę funkcję w latach osiemdziesiątych. I oczywiście nie można zapomnieć, że z terenu Nadleśnictwa Miechów wywodzi się rodzina Zajączkowskich. To były lata powojenne. Był nadleśniczy Zajączkowski, najpierw w Nadleśnictwie Książ Wielki, a potem w Nadleśnictwie Miechów, bo wówczas to były dwie różne jednostki. Miał on czterech synów i wszyscy czterej stali się leśnikami, a trzech z nich zrobiło karierę naukową. Nawet jeden z nich był recenzentem mojej pracy doktorskiej.
- To w takim razie pana misja w Nadleśnictwie Miechów to przeznaczenie...
(śmiech) - Pewnie tak. Leśna rodzina Zajączkowskich to historia tej ziemi. Tam była też córka, która również wybrała zawodowo ścieżkę przyrodniczą.
- A jakie są pana refleksje co do inicjatywy „lasów społecznych”?
- Na pewno wychodzi to naprzeciw oczekiwaniom społecznym. Tylko trzeba pamiętać, że las społeczny nie jest takim, gdzie w ogóle zaniechamy cięć, choćby ze względu na bezpieczeństwo. Pewnie będzie też konieczne podtrzymanie tych funkcji gospodarczych w części lasów społecznych w racjonalnym zakresie, by kontynuować rozpoczęte procesy. Jeśli rozpoczęliśmy proces przebudowy składu z niewłaściwego na właściwy, to staramy się go dokończyć. W lasach społecznych trzeba by odejść od wielkopowierzchniowych zrębów zupełnych, ale to nie dotyczy naszego nadleśnictwa i należałoby właściwie rozważyć te proporcje. Bo gdyby ostatecznie przyjęto najbardziej radykalne rozwiązanie, że w ogóle rezygnujemy z cięć, to dla nas byłby to problem. Dlatego, że wtedy nie będziemy mogli odnowić sztucznie dębu np. w drzewostanach sosnowych, które trzeba przebudować na dębowe. Bo dąb potrzebuje światła, odsłonięcia powierzchni, żeby mógł rosnąć, a możemy to wykonać przez wykonanie cięć na tzw. gniazdach o powierzchni 20-40 arów.
- Cenny pomysł Lasów Państwowych to sto nowych rezerwatów na 100-lecie lasów.
- Tak, a poza tą główną pulą jest też dodatkowa, procedowana osobno, do której można było zgłosić swoje propozycje rezerwatów. Ja do RDLP w Krakowie zgłosiłem: jeden w okolicy Antolki, a drugi w Wąwozie Ostrysz. Ten w okolicy Antolki w rejestrze przyrodników nazywa się „Rezerwat Cisie”, a ja proponuje „Antolka”, bo jest właściwszy ze względu na położenie, przewidywana powierzchnia ok. 20 ha. A drugi jest koło Imbramowic, tzw. Wąwóz Ostryszni. Proponuję, żeby część tego wąwozu wraz ze skałkami objąć ochroną, nie mamy jeszcze sprecyzowanej powierzchni.
Las wita nas
Kompleks leśny Chrusty jest największym na terenie Nadleśnictwa Miechów i z pewnością jednym z bardziej atrakcyjnych. Dlatego też wybieramy go jako miejsce naszej wycieczki. Las wita nas ciszą i cudownym spokojem.
- Kompleks leśny Chrusty to ponad 1000 hektarów, doskonała przestrzeń do spacerów i wycieczek, bo przez jego środek przebiega droga asfaltowa. To miejsce zamknięte, gdzie nie ma ruchu samochodów więc można się bezpiecznie poruszać – objaśnia pan Mateusz. - Kraków ma pobliskie mu nasze kompleksy leśne w Goszczy, Michałowicach i Naramie, a Chrusty to super miejsce dla Miechowa i okolic. W tym kompleksie znajdują się dwa rezerwaty: „Lipny Dół”, który chroni siedliska grądowe, czyli takie, gdzie dominują drzewostany liściaste, a a ich trzon stanowią dęby, graby i lipy, jest to jeden z wielu fragmentów starodrzewów. A „Kwiatówka” to świetliste dąbrowy, czyli ciepłe lasy, które są mocno prześwietlone więc dużo światła dociera do runa leśnego i przez to jest mocno rozwinięte bogactwo gatunkowe roślin. Przedmiotem ochronnym jest tam gatunek naprawdę rzadki w świecie roślin – dzwonecznik wonny.
- Gdy teraz idziemy przez leśną łąkę wydaje się ona pełna zwykłych traw...
- To złudzenie, bo przyszliśmy w miesiącu, gdzie już wszystko przekwitło. Zupełnie inaczej jest w sezonie wegetacyjnym, bo w runie mamy wiele gatunków cennych roślin. O, tu jest gatunek chroniony wawrzynek wilcze łyko – wskazuje na podłoże – a ten to pszeniec gajowy. Można jeszcze spotkać lilie złotogłów, obuwika pospolitego, dzwonecznika wonnego, a tu mamy dzwonek brzoskwiniolistny. Są podkolany białe, buławniki wielkokwiatowe, miodownik melisowaty i jeszcze inne, łącznie 297 gatunków.
Nad leśnym duktem tuż nad nami pojawia się duża sylwetka ptaka, który z gracją szybuje pośród drzew. - To myszołów – objaśnia pan Mateusz. - A teraz wchodzimy do świetlistej dąbrowy, gdzie pojedyncze dęby mają około 160 lat. To siedliska, które powstały na skutek wypasów zwierząt w tych fragmentach. W naszym nadleśnictwie mamy dąbrowy na dwóch płatach – łącznie na powierzchni ok 15 ha. Jeden jest tutaj – 10,46 ha, a drugi to rezerwat „Kwiatówka”. Aby zachować te siedliska, prowadzimy zabiegi ochrony czynnej. Tu będzie wypas kóz i bydła, a owce będą wypasane na murawach kserotermicznych. Świetliste dąbrowy to siedlisko bardzo rzadkie w skali Europy, dlatego tak cenne. One są dla nas wyjątkowe. Są naszym „oczkiem w głowie” – mówi z dumą.
Zagłębiamy się w las. Widać ażurowo porastające dęby, stojące niczym samotni wędrowcy, wsparte na świetlistych smugach światła, które nieskrępowanie dotyka dna lasu, budząc do życia kolejne rośliny. Docieramy do rozległej polany. Wokół majestatyczne drzewa utkane słońcem. Wydaje się, że tu bije serce lasu. Powietrze ma zapach wolności i harmonii. W oddali słychać rytmiczny stukot dzięcioła, spod naszych nóg umyka mała jaszczurka. Wrażenie niezwykłe. Jak gdyby zatrzymał się czas...
- Myślę, że tu niejeden pracownik korporacji, ale i nie tylko, powinien usiąść i zdobyć oddech od świata...
(śmiech) - To jest bardzo dobre miejsce na to, bo mamy dużą otwartą przestrzeń i jest większy fragment świetlistej dąbrowy. I na pewno można się tu wyciszyć.
- A co pan myśli na temat sylwoterapii, czyli leczniczej mocy poszczególnych drzew?
- Ja uważam, że w ogóle las, drzewa, dają nam dobrą energię. Kolory, które mamy w lesie, świeże powietrze, ten cudowny spokój – to działa i leczniczo, i kojąco. Myślę, że wszyscy prędzej czy później będą potrzebowali lasu, aby uciec od zgiełku dzisiejszego świata.
Dąb bez czapeczki
Na trasie naszej wycieczki w Chrustach zmienia się krajobraz. Przemieszczając się leśnym traktem, widzimy dużą przestrzeń z młodymi drzewkami.
- To uprawa dębu, nasadzenia. Gniazdo dębowe, po drugim wejściu rębnym – objaśnia pan Mateusz. - Te dęby mają około 15lat. Z boku otaczają je drzewa, aby było otoczenie wyciszające. Tu specjalnie nie ma pozostawionej osłony górnej, bo mówi się, że „dąb lubi rosnąć otulony, ale bez czapeczki”. Zostały tu ścięte dojrzałe dęby, modrzewie, graby i zostały nasadzone nowe pokolenie, o zróżnicowanym składzie gatunkowym i różnorodnej strukturze wiekowej. Tu też zostawiona jest osłona górna, bo jest wsadzony buk, on lubi ocienienie. Mamy tu różne struktury: pozostawiony fragment starodrzewu, są gniazda, które mają około: 15 lat i te około 5 lat. Różne grupy wiekowe, które w przyszłości będą tworzyły drzewostan różnogatunkowy, bukowo-dębowy, z domieszką jodły, świerka, lipy, grabu, jawora.
- Czyli wędrujemy przez leśne przedszkola?
- Tu jest leśne przedszkole, za nimi z tyłu, te gniazda, to leśna szkoła, a tu już jest emerytura. Tam pozostaje jakieś martwe drzewo, drzewa dziuplaste, kępy starodrzewu, które zostawiamy dla naturalnego rozpadu. One są łącznikami międzypokoleniowymi dla całości drzewostanu. Pozostawiamy je, bo w wielu fragmentach lasu one stanowią ostoję.
- Kolejność nasadzeń: jodła, buk, dąb – ma znaczenie?
- Ma, bo gatunki są przystosowane do mikroklimatów, np. jodła lubi bardziej wilgotny, zacieniony teren. Jeżeli sadzimy na danych powierzchniach te drzewa, to nie ma problemu. Gorzej jak mieszamy np. grab się lubi z dębem, grab pomaga pielęgnować dąb, ale np. pojedyncze brzozy wsadzone w sosnę będą negatywnie na nią wpływały ponieważ brzoza ma witki i będzie biczowała pędy sosen, co wpłynie na nią negatywnie. Ale drzewa lubią rosnąć ze sobą, lubią różnorodność.
- Właśnie, niemiecki leśnik w swojej książce „Sekretne życie drzew” wspominał, że dąb z bukiem niekoniecznie są w przyjaźni, bo buk jest na tyle ekspansywny, że jeśli dąb nie ma odpowiedniej ilości światła, on go unicestwi.
- To prawda, to są procesy naturalne i my wykorzystujemy wiedzę o nich i je wyprzedzamy, żeby pozyskać surowiec drzewny dla społeczeństw, robiąc cięcia pielęgnacyjne. Wspierając te najlepsze drzewa, ścinając ich konkurencję, bacznie obserwując i starając się przewidywać i odwzorowywać procesy naturalne, tak by zapewnić różnorodność, stabilność i ciągłość lasu.
Mijamy grzybiarza i docieramy do rozległej polany z wiatami i przygotowanym miejscem na ognisko.
- Na mapach mBDL to miejsce jest oznaczone jako „Zielona klasa Chrusty”, część grup ma tu prowadzone zajęcia – informuje pan Mateusz. - My sami możemy się dowiedzieć więcej o kolejnych fragmentach lasu, wydzieleniach, czy odkryć wiek drzew, korzystając z aplikacji mBDL (mBDL – mobilny Bank Danych o Lasach, darmowa aplikacja umożliwiająca bezpośredni dostęp do map lasów na telefonach i tabletach. Dzięki cyfrowym mapom możemy m.in. poznać wiek i gatunek drzew, ich szczegółowy opis, zobaczyć mapy gospodarcze – przyp. red).
- Macie w nadleśnictwie ofertę „Zanocuj w lesie”?
- Tak, ona jest idealna dla tych, którzy lubią surwiwal. Obudzić się rano w środku lasu wraz z porannym koncertem ptaków. Polecam. Programem objęty jest teren Leśnictwa Trąby, Leśnictwo Tunel oraz kompleks leśny „Jaksice”.
- Co jest dla was problemem?
- Incydentalnie ludzie wyrzucają śmieci. Są też zgłoszenia, że coś zostało znalezione, co robić. A to zwłaszcza wtedy, gdy ptaki, zwierzęta opuszczają gniazda, a ludzie zbierają podloty i młode sarny, skrupulatnie schowane przez mamę, a nie opuszczone. Przypominam, nie zabieramy takich zwierząt, jeśli nie są ranne. Problemem są kradzieże stroiszów jodłowych. Wszystkie młodniki jodłowe mamy bardzo pilnie monitorowane. Bo często są obcięte wszystkie gałęzie, a zostawione tylko wierzchołki, co niweczy wiele lat naszej pielęgnacji i pracy. Ogromnym problemem, trudnym do zwalczenia, są krosy i kłady. Na tym terenie raczej nie występuje, bo jest płasko, ale tam, gdzie mamy górki, dolinki, to ludzie potrafią nawet przejechać przez rezerwat. Część osób udaje się złapać, ale część jeździ bez tablic, kamery nie są w stanie ich wyłapać. Często też motocyklami poruszają się po lesie, znają te tereny, ścieżki, wiedzą jak szybko uciec.
Senior w naturę
17 września w Krakowie odbyło się spotkanie zespołu zadaniowego dotyczące lasów społecznych, które mają być wskazane wokół tej aglomeracji. Chodzi tu o obszar Nadleśnictw: Krzeszowice, Miechów, Myślenice i Niepołomice. W zespole znaleźli się przedstawiciele: Lasów Państwowych, Ministerstwa Klimatu i Środowiska, Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, organizacji przyrodniczych oraz przedsiębiorcy, eksperci naukowi. Na forum zaprezentowano film zrealizowany w tych nadleśnictwach, a potem obrady trwały w grupach, aby przedstawić jak największe spektrum opinii dotyczące tego tematu. Wśród obradujących znalazł się prof. Kazimierz Wiech – entomolog, wieloletni pracownik i kierownik Katedry Ochrony Roślin na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie, prezes fundacji „Park Miejski i Ogród Zoologiczny w Krakowie”, kierownik Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy Uniwersytecie Rolniczym. Przy obradach grupowych podkreślał on niezwykłe walory... Miechowa i jego okolic.
- Panie profesorze, czy reportaż, które obejrzeliśmy, przedstawiające te cztery nadleśnictwa, proponowane do sieci lasów społecznych wokół Krakowa, nie udowadnia nam, że jest nieodkryty potencjał i w tych terenach mniej popularnych?
- Bezwzględnie tak. Ja w maju tego roku, podczas cyklicznej akcji „Senior w naturę”, prowadzonej w ramach działalności Uniwersytetu Trzeciego Wieku, dotarłem z moją grupą do Nadleśnictwa Miechów. I naprawdę byłem zaskoczony tą prezentacją, jaka była przygotowana przez nich, kompetencjami pracowników, którzy oprowadzili nas po bardzo ciekawych miejscach. To były rezerwaty, ale i tereny leśne o ograniczonym użytkowaniu rębnym. Ci ludzie, z którymi ja byłem, a było to około 200 osób, byli zachwyceni tym miejscem, poziomem bioróżnorodności, jaki tam został zachowany. Były storczyki, różne gatunki owadów i zwierząt. Tak więc, moim zdaniem, jest możliwe przystosowanie niektórych obszarów leśnych do tego, aby pełniły te funkcje, o których my tu dziś rozmawiamy.
- I to że nasze nadleśnictwo ma nieduży poziom lesistości, nie umniejsza jego urody...
- Ja ten teren doskonale znam, bo właśnie tam wiele lat temu robiłem pracę doktorską. Natomiast jawi mi się on jako ten, który może te funkcje rozliczne – rekreacyjne i edukacyjne spełnić, i doskonale spełnia. A na tych zadaniach mi bardzo zależy, bo prowadzę działalność z uniwersytetami trzeciego wieku. Z pewnością mój ostatni kontakt z tym rejonem był bardzo pozytywny i dużo optymizmu wlał w moje serce. Ci ludzie, z którymi tam byłem, oni już nabrali przekonania, że jest sensowne tworzenie takich obszarów o zwiększonej bioróżnorodności, o ograniczonej gospodarce leśnej ponieważ spełnia to obydwie funkcje – funkcja rekreacyjną – jest tam spokój i funkcja edukacyjną, bo jest co zobaczyć. Bioróżnorodność jest naprawdę ogromna. Są tam tereny rezerwatowe, Biała Góra i inne, obszary, gdzie obiektem chronionym są storczyki. Dla mnie jako entomologa, to wspaniałe miejsca, gdzie obok rosnących drzew, są drzewa martwe, gnijące, w których rozwija się bardzo bogata fauna owadów, a dla mykolog będzie to prawdziwy raj, bo jest tam mnóstwo grzybów, śluzowców. Tak więc takie tereny o ograniczonej działalności leśnej, gdzie jest ta zwiększona bioróżnorodność, one powinny właśnie w pierwszym rzędzie zaistnieć wobec tych dużych ośrodków miejskich.
- „Senior w naturę” to...
- Program, który chcę powtarzać i chcę w to zaangażować jak największą liczbę uniwersytetów trzeciego wieku ponieważ wierzę, że przekaz wiedzy przez seniora do młodszych pokoleń jest bardzo skuteczny.
- Taka leśna sztafeta pokoleń?
- Tak, ale chciałbym oczywiście, aby ta edukacja zaczynała się znacznie wcześniej. A dlaczego na naszą wycieczkę wybraliśmy Miechów? Bo pierwszoplanowo chciałem pokazać niezwykłą florę storczykową, a potem się okazało, że zdominowało wszytko środowisko leśne, które było bardzo pięknie pokazane przez pracowników nadleśnictwa.
Misja otwierania oczu. Pokolenie „head down”
- Idziemy do lasu po wyciszenie – podkreśla Mateusz Albrycht. - Gdy ludzie spotykają z nami podczas zajęć, to jest dla nich ucieczka do natury od codzienności, problemów. My też kształtujemy wrażliwość na wszelkie aspekty leśne, bo możemy im pokazać więcej niż to, co oni sami mogą dostrzec podczas zwykłego spaceru. Współpracujemy już od kilku lat z różnymi firmami krakowskimi, międzynarodowymi. Pracownicy korporacji lubią szczególnie sadzić drzewa, zapotrzebowanie na takie zajęcia jest naprawdę duże. Oczywiście są to zajęcia nieodpłatne. Bo nasz działalność jest misyjna.
- Misja otwierania oczu na piękno świata natury?
- Można tak to nazwać.
- A który ptak wzbudza największy podziw?
- Z wielką chęcią obserwuję te gatunki najpospolitsze, jak i rzadsze. Każdy ma swój urok, jest fascynujący, i ma w sobie „to coś”. Najbardziej jednak lubię ptaki drapieżne, bo one mają w sobie ogromny majestat. Na naszym terenie jest ich wiele: od pospolitych myszołowów, krogulców, błotniaków stawowych po te mniej popularne: bieliki, rybołowy, trzmielojady, kanie czarne, orliki krzykliwe, błotniaki łąkowe. Jest tych ptaków sporo, można obserwować, trzeba tylko mieć głowę do góry podniesioną, oczy szeroko otwarte...
- A wie pan, że to obecne pokolenie jest nazywane „pokoleniem head down” – „z głową w dół” – wpatrzone w smartfony, telefony, pochłonięte światem wirtualnym?
- Tego nie wiedziałem. Ale to właśnie obserwacja piękna latających ptaków, przyrody, to dobra alternatywa, żeby jednak wyprostować swoją posturę, zmienić swoje spojrzenie...
- „Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach”, to jak Pan Cogito u Herberta, a las wpływa na postrzeganie rzeczywistości?
- Las jest skomplikowany, wymaga od nas szerokiego spojrzenia i to na pewno przekłada się też na życie prywatne. Pozwala nam na różny sposób interpretować tę rzeczywistość i różne zależności. Obserwowanie zwierząt. My też jesteśmy zwierzętami, mamy podobne zachowania, można je ze sobą łączyć.
- Tylko chyba niestety w sensie etycznym z nimi przegrywamy.
- Dlatego lubię czytać te książki, które naświetlają drogę, jaką się powinno podążać. Patrząc z perspektywy przyrodniczej na człowieka, to indywidualnie jako gatunek, w przyrodzie raczej byłyby skazany na porażkę. Możemy chyba tylko działać stadnie, bo dzięki temu można budować, coś większego osiągnąć.
- Właśnie, i tu jesteśmy daleko za tymi gawronami z naszego parku...
- Pewnie tak, bo one zapewne też się sprzeczają o tę gałązkę, ale myślę że każdy na każdego patrzy i stara się mu pomóc, a u nas różnie bywa. Świat gawronów może być dla nas wzorem.
- To może idea „lasów społecznych” jest dobrą alternatywą, by zyskać nowe spojrzenie, zmienić horyzont myślenia.
- Z pewnością tak, ale warto podkreślić, że wszystkie lasy są społeczne, były i będą dla ludzi. Jeżeli my, jako leśnicy, dostrzegaliśmy potencjał któregoś z kompleksów leśnych pod kątem społecznym, to staraliśmy się go zagospodarować tak, żeby był jak najbardziej dostępny dla społeczeństwa. Ja myślę, że wszyscy prędzej czy później będą potrzebowali lasu, aby mieć taki constans psychiczny. Bo las uzdrawia.
Przytul brzozę
Uważam, że bliski kontakt z naturą, dotknięcie gołą stopą ziemi, przytulenie drzewa, pobycie w ciszy na leśnej polanie, to działa też na nasz organizm biochemicznie. Wpływa na zdrowie, leczy dolegliwości, ale też koi nerwy i relaksuje umysł. My Słowianie przecież pochodzimy z natury, od ziół, tylko ten komercyjny świat nas dopadł i ścisnął w garści, ale teraz już wracamy do korzeni – mówi Natalia Szymańska, entuzjastka przyrody, właścicielka firmy i laboratorium, gdzie wytwarza kosmetyki na bazie naturalnych składników.
- W 2023 roku w Nadleśnictwie Białowieża prowadziłam warsztaty ziołolecznictwa, bo jestem dyplomowanym fitoterapeutą, a jednym z punktów był spacer po Puszczy Białowieskiej. Leśnicy mieli swoją część edukacyjną, jedna z leśniczek śpiewa i pięknie gra na bębnie i połączyłyśmy to z medytacją, kąpielą leśną. To takie zanurzenie się w las zmysłami. Ale wystarczy choćby codzienny spacer po lesie, żeby już odczuć dobroczynne tego skutki.
- Może właśnie stąd wynika obecna moda, iż korporacje na świecie, ale i w Polsce wystawiają swoim pracownikom „zielone recepty” na kontakt z lasem, bo to też zwiększa w efekcie wydajność ich pracy?
- Jak najbardziej, jest taka tendencja. Pracodawca ma świadomość dobrego wpływu natury na nas. Dla mnie to recepta na zachowanie równowagi. Codziennie od dziesięciu lat jeżdżę do pracy przez las. Zatrzymuję się i urządzam sobie 10 minutową przechadzkę tą samą ścieżką, wydreptaną, może już dla mnie mało ciekawą, ale robię to dla głowy. Idę, zmienia mi się krajobraz, oddycham tym lasem, zmienia się moja biochemia. Dla mnie to recepta na zachowanie równowagi.
- Czyli funduje sobie pani taką 10-minutową prywatną kąpiel, właściwie prysznic?
- Dokładnie tak (śmiech). - Ja wiem, że minimum jest 40 minut, ale nie mam tyle czasu rano, z dwójką małych dzieci. Ale już nawet 10 minut jest dla mnie prawdziwym wybawieniem i receptą na zdrowe. To zmienia dzień, ustawia go w większej równowadze. Pozwala zrobić krok do tyłu, nie wchodzić od razu z emocjami. Daje oddech i go wyrównuje. Pomaga spojrzeć z szerszą perspektywą. Przytulenie drzewa. Jest w tym dużo więcej niż tylko zwykły odruch...
- Czyli las, drzewa, mogą być dla nas takim zielonym remedium?
- Jak najbardziej. Ja mam swoją ulubioną brzozę, którą przytulam. Jest to dla mnie uwalniające, i pod względem energetycznym, to takie połączenie, forma duchowości. Wierzę, że poszczególne drzewa oferują nam coś innego. Każde drzewo może nas wspierać w czymś innym, i tak jak każdy człowiek ma w sobie coś szczególnego i wyjątkowego. Myślę, że drzewa są czymś więcej niż nam się wydaje. My patrzymy materialnie i dlatego nie dostrzegamy, że rośliny się z nami komunikują. Ja głęboko wierzę, że jesteśmy energiami i oddziałujemy na siebie. Teraz większość ludzi się budzi, zatrzymuje, próbują znaleźć zakątki wytchnienia i szukają ich właśnie w naturze.
- Ma pani szeroki ogląd na przyrodę. Czy uważa pani, że koncepcja przekierowania naszych spojrzeń na las, szerszego otwarcia na naturę w różnych formach to nasza przyszłość?
- Myślę, że świat zmierza w tym kierunku, że medycyna konwencjonalna i znane nam metody konwencjonalne, a tak krótko istniejące na świecie, zaczynają być bezskuteczne, a to co znamy od zarania dziejów, czyli natura – do tego wracamy, do korzeni. Gdy mój syn poważnie zachorował, pomógł mu właśnie świat ziół i dlatego potem w nim się tak rozkochałam, że już tam pozostałam. Uważam, że taka inicjatywa jest wspaniała! Bo ci, którzy coś o tym wiedzą, na pewno doskonale zachęcą innych do pójścia w tym kierunku. Zainspirują ich. Jest mnóstwo ludzi, którzy może nie mają takich potrzeb, bo możliwe, że jeszcze nie odkryli wartości kontaktu z przyrodą. Nie wiedzą, że to jest dobry kierunek, że mogą rzeczywiście coś uzyskać, choć nie muszą nic zapłacić, a tak dużo im to da. Myślę, że to świetna inicjatywa i na pewno do szerzenia świadomości i edukowania ludzi super !
Nieodkryte piękno
Internetowa galeria nastrojowych fotografii. Wieczorny krajobraz uśpionej doliny – to okolice Zielenic, samotne drzewo nostalgicznie zagubione pośród pól – Wyżyna Miechowska przy granicy z Płaskowyżem Proszowickim, impresje żniwne koło Książa Małego. Wschód słońca na terenie nadleśnictwa Sosnówka. Urzekający klimat przyrody Miechowszczyzny uchwycony w obiektywie.
- A to już rejon nadleśnictwa Zielenice, zwykłe pole uprawne, chodzi o fakturę, jak się zbiegają te linie i jakie odcienie zielonego występują w okresie wegetacji – mówi nadleśniczy Jan Karczmarski, prezentując niezwykłą fotografię, gdzie pola ułożone obok siebie przypominają różnobarwny szmaragdowy tort, ukazując niespotykane odcienie tej barwy.
- Tu jest natomiast zdjęcie, które wyjątkowo lubię. To Buczyna na Białej Górze, przy trasie do Kozłowa. To zakątek „Natury 2000”, tę fotografię zamieściłem na okładce książki, której byłem współautorem „Monografia buka”. To był jeszcze czas, gdy pracowałem na uczelni, zdjęcie jest z roku 2011.
- Miechów swoimi naturalnymi pejzażami pana zafascynował?
- Tak. Ja się interesuję fotografią krajobrazu i jak tylko mam wolny czas, realizuję się fotograficznie. Mam swoją skromną stronę, galerię w internecie. Z Galerii „U Jaksy” miałem propozycję, aby zrobić wystawę. Może kiedyś... Mam bardzo dużo zdjęć z tych terenów. Większość z nich pochodzi jeszcze z czasów, gdy nie pracowałem w Lasach Państwowych.
- Czyli już w przeszłości szukał pan artystycznej inspiracji w tych stronach?
- Tak, nie ukrywam, że jestem zauroczony Miechowszczyzną. To piękny rejon. Mieszkałem w Krakowie ponad 40 lat i z reguły to jest tak, że jego mieszkańcy udają się na wypoczynek na południe w góry. A ja w pewnym momencie zorientowałem się, że i północ jest piękna. Miechów i okolice, świętokrzyskie. I zacząłem tam jeździć. To przepiękne tereny. Jeszcze wtedy nie pracowałem w Lasach Państwowych, a potem się okazało, że tutaj trafiłem (śmiech). Także wyprowadziłem się z Krakowa i zamieszkałem na terenie nadleśnictwa Miechów.
Generalnie myślę, że tego nie doceniamy, ale naprawdę mamy szczęście, że mieszkamy w strefie klimatu umiarkowanego, który daje nam radość przebywania w krajobrazie tak pełnym zieleni. Bo zima też ma swoje piękno, którego nigdy nie doświadczymy w krajach podzwrotnikowych czy dalej na południe. Ta zmienność klimatu ma swój urok, bo daje możliwość bytowania ogromnej ilości gatunków zwierząt i ptaków. Wiedzą to doskonale turyści, którzy przyjeżdżają do Polski z krajów Bliskiego Wschodu, z pustynnych przestrzeni i stref ekstremalnych upałów.
- To może i idea lasów społecznych pomoże nam odkryć i zobaczyć to, czego na co dzień nie dostrzegamy?
- Na pewno w kontekście zachodzących przemian to inicjatywa konieczna. Ludzie oczekują od leśników, by mieć las do dyspozycji dla siebie.
- Las bliżej nas.
- Dokładnie tak. Każdy las pełni funkcję lasu społecznego. Tylko obecnie las, który jest najczęściej preferowany, to z reguły ten, gdzie mamy dużo dojrzałych drzew, rosnących w dużej odległości od siebie, by było łatwo spacerować, zbierać grzyby, przejść się z psem czy przejechać rowerem po ściółce leśnej. Mniejsze zainteresowanie jest np. młodnikiem i fazami rozwojowymi, które są mało atrakcyjne wizualnie. To te młodsze fazy rozwojowe. Choć ja nie do końca zgadzam się z takim poglądem.
- Bo to nie umniejsza ich urody, a piękno jest cechą patrzącego.
- Tak, bo każda faza rozwoju lasu ma swój urok. Ktoś może powiedzieć, że każdy niemowlak jest podobny do siebie. Niezbyt ładnie wygląda, jest pomarszczony i czerwony
- Ale każda matka powie inaczej...
- Tak właśnie, dla każdej matki i ojca ten niemowlak jest najpiękniejszy na świecie. Dla laika może niekoniecznie, ale dla leśnika dobrze rosnąca uprawa jest czymś pięknym.
JOLANTA BARAN
fot: Jan Karczmarski, Mateusz Albrycht, Jolanta Baran