Wchodzimy na korytarz i zaglądamy do owych pokoi. Nieprawdopodobny bałagan, smród i ciemności. -„Jak ma być inaczej, skoro nie mamy wody i ubikacji? Jak mamy sprzątać? Bez wody? A gdzie się umyć?” - pytają lokatorzy. Podczas rozmowy dowiadujemy się, że z łazienki i kuchni na pierwszym piętrze zbyt często raczej nie korzystają. Aby się tam dostać trzeba wyjść na zewnątrz, przejść kilkadziesiąt metrów, wejść na piętro. W lecie nie jest to problem, ale w zimie...? Swoje potrzeby fizjologiczne załatwiają więc do wiadra...
-„Dach nad głową jest, ciepło mają, ale żeby nie było się gdzie załatwić?” - nie może zrozumieć znajoma jednego z lokatorów, która służy nam za przewodnika.
Pracownik opieki społecznej załamuje ręce. -„Warunki bytowe dla części mieszkańców są naprawdę ciężkie. Żal mi tych ludzi, bo jak mają żyć?” Przychodzi tu od siedmiu lat, więc zna wszystkich. Chciałby pomóc i pomaga, ale np. warunkiem otrzymania dodatku mieszkaniowego jest brak zadłużenia. Pół biedy, gdy to zadłużenie wynosi kilkaset złotych, ale gdy sięga kilkunastu tysięcy...? Nie ma rady. I kółko się zamyka.
Wiadomo – w hotelu sporo lokatorów nie płaci za mieszkanie od lat. Zaległości w wielu przypadkach sięgają kilkunastu tysięcy złotych. Sam czynsz wprawdzie nie jest duży (określony uchwałą Rady Miejskiej na poziomie ok. 2 zł za m2 powierzchni), ale dochodzą wysokie koszty ogrzewania, energii i wody. W sumie, dla dwu- lub trzyosobowej rodziny sięga 350 – 450, a ponoć nawet 500 zł miesięcznie. Za malutkie mieszkanie, o powierzchni 25 - 35 metrów. Dla niepracujących, dla rodzin wielodzietnych lub utrzymujących się z niewielkiej renty - to duże kwoty.
W sumie, na chwilę obecną MZGKiM odnotowuje tam ponad 600 tys. zł zaległości. Za samą energię we wrześniu zakład otrzymał fakturę na ponad 5 tys. zł. -„Dla dyrektora jedynym wytłumaczeniem takiej sytuacji, są zaległości w płaceniu czynszu” - żalą się lokatorzy, ale dyrektor tłumaczy: -„Ja zdaję sobie sprawę z tego, że ci ludzie nie powinni tam mieszkać, ale nie mam co z nimi zrobić.” Podkreśla, że niektórzy w żaden sposób nie chcą z nim współpracować. Przytacza przykłady dewastacji wyremontowanych drzwi wejściowych, a nawet niszczenie tyle co położonej papy na dachu.
Jakie jest wyjście z tej sytuacji?
-„Chciałbym przenieść te trzy osoby z parteru do mieszkań komunalnych w Domach Fabrycznych, gdzie przynajmniej czynsze są o wiele niższe” - informuje dyrektor Zdzisław Skoczyń. Ma już nawet wyroki eksmisyjne, ale nie ma wolnych mieszkań. Z jego punktu widzenia jest to na dzień dzisiejszy jedyne wyjście, choć przyznaje, że stan niektórych „rajów” jest bardzo zły – ich historia sięga bowiem początków XX wieku.
A trzeba stwierdzić, że od kilku lat MZGKiM remontuje co może i stara się tak zmodernizować instalacje, by każdy płacił za siebie. Także w hotelu. Nie będzie płacić – energetyka odetnie prąd i koniec. Część mieszkań ma pełne węzły sanitarne, nowe plastikowe okna, w kilku z nich widać anteny satelitarne. -„Są tu ludzie, którzy żyją w godnych warunkach” - przyznają moi rozmówcy.
Ale niektórzy nastręczają problemów. Jeden lokator np. trudni się zbieractwem, drugi ma kłopoty z alkoholem. Pomoc społeczna pomaga jak może, ale trybu życia nie jest w stanie zmienić. -„Nie można powiedzieć, żeby opieka się nimi nie zajmowała” - przyznaje znajoma jednego z lokatorów. -„Przyjeżdżają busem, zawożą do siebie, gdzie ma wyżywienie i opiekę w ciągu dnia.” Ale na noc wraca do hotelu, czyli do zagraconego, cuchnącego pomieszczenia z rozwalającymi się drzwiami...
Wcześniej, gdy na parterze były ubikacje, żyło się lepiej, ale – jak mówi pracownik opieki społecznej – niektórzy nie są przyzwyczajeni, żeby to szanować. Dotyczy to także obskurnej klatki schodowej i kuchni na piętrze.
-„Z kuchni mało kto korzysta, bo ludzie gotują sobie sami w mieszkaniach” - wyjaśnia dyrektor Skoczyń. Wspólna łazienka jest natomiast w przyzwoitym stanie -„Sami dbają o czystość, sprzątają, to mają porządek” - wyjaśniają nasi rozmówcy. Bo ponoć sprzątaczki z gospodarki komunalnej odwiedzają hotel rzadko.
-„Za energię elektryczną mało kto płaci” - zgodnie przyznają wszyscy. Są wprawdzie subliczniki w niektórych mieszkaniach, ale z reguły lokatorzy nie wpuszczają do nich pracowników gminnych. Efekt jest taki, że wszystkie koszty ponosi gospodarka komunalna. A ma jeszcze „na głowie” Domy Fabryczne, gdzie zadłużenie wynosi po 70 – 100 tys. zł na jednym budynku oraz mieszkania komunalne we wspólnotach mieszkaniowych z zadłużeniem ok. 150 tys. zł. W sumie brakuje jej w bilansie ponad 1,3 mln zł. Dyrektor przedstawiał radnym całą sytuację na jednej z poprzednich sesji, ale większego zainteresowania nie wzbudził. Jego zdaniem gmina powinna jak najszybciej wybudować małe, tanie w utrzymaniu mieszkania socjalne, z węzłami sanitarnymi i własnymi licznikami wrzutowymi, gdzie można byłoby eksmitować najbardziej zadłużonych i przenieść lokatorów z dwóch Domów Fabrycznych, będących w najgorszym stanie. W tym celu można wykorzystać plac obok hotelu, który gmina mogłaby pozyskać. Mówi się o tym od kilku lat, ale realnych działań nie ma.
Pozostaje więc hotel
Dla pond 40 osób pozostaje więc pobyt w hotelu, gdzie niektórzy swoimi siłami wyremontowali mieszkania i żyją w miarę przyzwoicie. Także z małymi dziećmi, bo gdzie się mają podziać? Różnie w życiu bywa... Pracy nie ma, trzeba czekać na zasiłek z opieki społecznej. -„Gdybyśmy mieli pieniądze, to dawno spłacilibyśmy zadłużenie i już by nas tu nie było” - mówi młoda matka z maluchem na ręku. A tak – musi gnieździć się w hotelu.
Nie pytaj – ilu gwiazdkowym...
Wojciech Szota